środa, 17 czerwca 2015

Rozdział 5

Weszłam do mieszkania, w którym było wyjątkowo cicho. Ani tv, ani radio nie szło. Rodzice siedzieli w ciszy. Chciałam spokojnie przemknąć do swojego pokoju. Nie było mi to dane. Gdy byłam już kilka metrów przed moją oazą, usłyszałam głos mamy z kuchni.
-Możesz tu podejść?
-A mam jakieś wyjście..?-powiedziałam do siebie.-Słucham Cię?-odezwałam się już do niej.
-Gdzieś ty była?
-No przecież u Kamili.
-Tyle czasu?
-Nigdzie indziej przecież mi nie pozwalacie wychodzić-westchnęłam.
-Masz się uczyć. Na wymarzone studia nie dostaniesz się od tak.
-Mam 17 lat! Daj mi żyć!
-Nie tym tonem!-zdenerwowała się.
-Mogę już iść do siebie?-powiedziałam ze łzami w oczach.
-A właśnie! Komputer miałaś mi oddać..-wypaliła w pewnym momencie.
-Jasne, może mi jeszcze zabierz telefon, zamknij w pokoju i przywiąż do łóżka-wybuchnęłam.
-Uważaj na słowa młoda panno.
-Ale taka jest prawda. Nigdzie nie mogę wyjść. Moje koleżanki mają..
-A co mnie one obchodzą. Jesteś jeszcze młoda i będziesz siedzieć w domu i się uczyć.
-Oczywiście!-krzyknęłam i zniknęłam w swoim pokoju.
Oparłam się o drzwi i osunęłam się na ziemię. Łzy same leciały z moich oczu. Nie mogłam tak dłużej.. Gwałtownie podniosłam się z ziemi, rzuciłam na łóżko telefon. Wzięłam do ręki opinacze oraz koszulkę sportową i przebrałam się w to. Założyłam ulubione buty sportowe, złapałam do ręki odtwarzacz mp3 i wybiegłam z pokoju. Minęłam kuchnię w której rozmawiali rodzice i złapałam za klamkę. Usłyszałam tylko za sobą głos ojca: "Gdzie ty idziesz..?". Zatrzasnęłam drzwi i wybiegłam z bloku.
Biegłam przed siebie, bez celu. W słuchawkach słyszałam swoje ulubione kawałki. Łzy spływały mi cały czas po policzkach. Nie mogłam się uspokoić. Biegłam przez 15, 20, 40 minut. Cały czas się trzęsłam. Nie wiem nawet w której części Rzeszowa byłam.

Perspektywa Pita.
Karolina nie wyglądała na ucieszoną wychodząc z mojego auta. Ze spuszczoną głową ruszyła do swojego mieszkania. Szkoda mi jej strasznie. Gdy zniknęła mi z oczu ruszyłem do siebie. Miałem jeszcze chwilę przed treningiem.
W mieszkaniu zjadłem lekki obiad i szykowałem się na zajęcia. Spakowałem torbę i po kilkudziesięciu minutach znów ruszyłem na drogi Rzeszowa. W niedługim czasie zaparkowałem pod halą. Kilku chłopaków przyjechało praktycznie równocześnie jak ja. Przywitaliśmy się i szliśmy w stronę drzwi wejściowych rozmawiając ze sobą.
-Piter!-krzyknął w pewnym momencie Wojtaszek.-To nie jest twoja Karolina?
-Gdzie?-obróciłem się momentalnie i zobaczyłem ją jak biegła.
Ją, wspaniałą dziewczynę. Tylko.. Czy ona płakała? Zamurowało mnie.
-Stary! Zrób coś-szturchnął mnie Kuraś.
Zorientowałem się, że tak długo nie mogę stać.
-Karolina..!-krzyknąłem za nią. Nie zareagowała.-Karolinaa!-drugi raz też nic.
-Leć za nią-popchnął mnie Damian.
Rzuciłem swoją torbę na ziemię i popędziłem za dziewczyną. Gdy ją dogoniłem, złapałem ją za rękę. Wystraszona odwróciła się. Widziałem jej zapuchnięte, czerwone oczy. Widać było, że długo płacze. Wyciągnęła słuchawki z uszu i zaszlochała.
-Co się stało?-odezwałem się.
-Piotrek..-wybuchnęła płaczem i się we mnie wtuliła.
Staliśmy tak chwilę, dziewczyna płakała cały czas i się trzęsła. Przytuliłem ją mocniej. Po chwili uwolniła się z mojego uścisku.
-Przepraszam-szepnęła i się odwróciła ode mnie. Widziałem, że ociera łzy.
-Karolcia.. Co się stało?-złapałem ją za ramię.
-Nic, tak po prostu..
-Weź przestań. Widzę, że coś się stało-stanąłem przed nią.
-Nic, nie przejmuj się-sztucznie się uśmiechnęła.
-Rodzice coś..?-kiwnęła tylko głową.-Karolcia..-Przytuliłem ją znowu.
-Przepraszam Cię..
-Ty nie masz mnie za co.-Popatrzyłem jej w oczy.
-Idź na trening, ja wrócę..-urwała.
-Nie. Chodź.-Złapałem ją za rękę i pociągnąłem za sobą.
Ruszyliśmy w stronę hali. Chłopaki stali tam i się przyglądali. Karolina lekko skryła się za mną, nie chciała żeby któryś z siatkarzy ją widział. Wojtaszek podszedł do nas.
-Trzymaj-podał mi moją torbę.-Zabierz ją stąd. Trenerowi powiemy, że się źle czujesz czy coś.
-Dzięki-uśmiechnąłem się tylko.
Zabrałem Karolinę ze sobą i poszliśmy w stronę mojego auta.
-Gdzie idziemy..?-niepewnie zapytała.
-Do mnie, zabieram Cię do siebie.
-Ale..
-Nie ma żadnego "ale". Wsiadaj-otworzyłem jej drzwi do auta.
Wrzuciłem torbę na tylne siedzenie i usiadłem za kierownicą. Odpaliłem silnik i ruszyliśmy do mnie. Przez całą drogę nie zamieniliśmy ani słowa.Zatrzymałem auto pod moim blokiem i wysiedliśmy. Karolina troch niepewnie, ale szła razem ze mną. Weszliśmy na górę, potem do mieszkania.
-Napijesz się czego?-odezwałem się od razu.
-Wody-odpowiedziała.
Ruszyliśmy do kuchni. Wyciągnąłem z szafki dwie szklanki, Karolina stała oparta o blat. Popatrzyłem na nią, była strasznie smutna.
-Karola..-zagadałem i stanąłem przed nią.-Powiedz mi co się stało.
-Nic, przecież mówiłam.
-Proszę Cię.
Łzy spływały jej po policzkach, nie mogłem patrzeć jak cierpi. Przytuliłem ją.
-Spokojnie, wiem co czujesz.
-Nic nie wiesz!-Wybuchnęła.-Nie rozumiesz jak to jest mieć takich rodziców-zaczęła mnie bić pięściami, łzy coraz bardziej płynęły jej po twarzy.
-Ale..
-Twoje życie było zawsze idealne. Gwiazda siatkówki, przyjaciele wokół siebie-coraz mocniej mnie uderzała.-Masz całkiem inne życie. Nikt Cię nigdy nie ograniczał. Siatkówka towarzyszyła Ci zawsze. Ja muszę ukrywać swoją pasję przed rodziną, oni mnie w ogóle nie rozumieją. Ty zawsze miałeś wsparcie w rodzinie..
-Nic o mnie nie wiesz. Nie miałem kolorowo w swoim życiu-odsunąłem się od niej i podszedłem do okna.
-O czym ty mówisz?
-Kibice widzą nas jako idealnych sportowców. Ale my też mamy gorsze dni, nie każdy ma idealną przeszłość, popełniamy błędy. Też jesteśmy ludźmi-popatrzyłem na nią, była lekko zaskoczona.
-To znaczy..? Coś nie tak?
-Nie ważne-ruszyłem do salonu.

Perspektywa Karoliny.
Nie miałam pojęcia o co mu chodziło. Czyżby..?
-Piotrek..?-ruszyłam za nim.
Chłopak usiadł na sofie. Przysiadłam się do niego, był lekko nieobecny. Po chwili popatrzył się na mnie.
-Teraz mi powiesz co się stało?-odezwał się.
-Rodzice mnie ograniczają na każdym kroku. Nic mi nie wolno, ale.. o czym ty mówiłeś? Coś nie tak?
-Heh.. Twoje życie przypomina mi trochę swoją przeszłość. Bo wiesz, teraz wygląda, że siatkówka była mi pisana. Może i tak-uśmiechnął się delikatnie.-Ale nie zawsze tak uważałem.
-Co masz na myśli?-zachęcałam go do zwierzeń.
-Rodzice od zawsze widzieli we mnie sportowca. Jak nie piłka noża, to siatkówka, innym razem koszykówka.
-Wyszło Ci to na dobre-uśmiechnęłam się.
-Pewnie i tak. Ale nie zawsze tak sądziłem. Buntowałem się przeciwko treningom. Rodzice zmuszali mnie do zajęć, nie chciałem tego. Próbowałem uciekać z domu, z treningów, ale rzadko się to udawało bo zawsze mnie znajdywali. Codziennie zawozili na treningi. Chcieli żebym szlifował swoją formę, a jak widzieli że treningi nie przynoszą efektów, kazali trenować bardziej. Ojciec robił mi swoje treningi, po których byłem zawsze wykończony. Nie miałem czasu, a czasem i ochoty na spotkania ze znajomymi, imprezy. Nie miałem swojego życia.
-Tak jak ja..-westchnęłam.
-Ale wyszło mi to na dobre. Mimo wszystko kocham siatkówkę i nie wyobrażam sobie życia bez niej. Cieszę się, że tak potoczyło się moje życie.
-Czyli co? Mam się pogodzić z tym co mnie teraz spotyka?
-Trochę nie masz wyjścia-zaśmiał się.
-Ale ja mam już tego dość.
-Piękna-puścił mi oczko-pomogę Ci zawsze.
-Piter-przytuliłam się do niego.-Dziękuję Ci.
-Może coś zjemy?-szepnął mi do ucha.-Pizza po raz kolejny dziś?
-Ee zróbmy coś pożywniejszego.
-To chodź-wstał, złapał mnie za rękę i ruszyliśmy do kuchni.
Uznaliśmy, że spaghetti będzie najlepsze. Zabraliśmy się do roboty już w lepszych humorach. Wygłupialiśmy się przy tym i gadaliśmy o głupotach. W pewnym momencie ktoś zapukał do drzwi. Popatrzyliśmy się po sobie. Przecież nikt nie mógł wiedzieć gdzie ja jestem. Piotrek wzruszył ramionami i poszedł do drzwi. Ruszyłam za nim, ale stanęłam za ścianą, by mnie nikt nie zobaczył. Chciałam słyszeć kto przyszedł. Środkowy otworzył drzwi.
-Co ty tu robisz?-odezwał się.
-Tato..-usłyszałam dziecięcy głos.
-Tato?-wyszłam zza ściany i popatrzyłam na chłopca i zaskoczonego Piotrka.

*******
i jak? podoba się? wiemy, że miałyśmy ostatnio mały przestój ale teraz już jesteśmy! liczymy że pod tym rozdziałem będzie więcej komentarzy niż ostatnio, bo Komentujesz = Motywujesz :)

czwartek, 11 czerwca 2015

Rozdział 4

Jechaliśmy przez jakieś 20 minut cały czas rozmawiając. Dojechaliśmy praktycznie do centrum miasta. Piter zatrzymał się, momentalnie wyskoczył z auta i pojawił się przy moich drzwiach, otwierając je. Wybuchnęłam śmiechem.
-Pani pozwoli-uśmiechnął się i podał mi rękę.
-Ależ oczywiście.
Ruszyliśmy przed siebie idąc ramię w ramię. Piotrek szedł w określonym kierunku, ja dotrzymywałam mu kroku. Weszliśmy do parku. Lekko się zdziwiłam. Środkowy chyba to zauważył.
-Co jest?-odezwał się.
-Ymm no w sumie to nic.
-Ale..?
-No nic.-Uśmiechnęłam się.-Mówiłeś o kawie, a..
-Spokojnie. Wszystko w swoim czasie.-Wyszczerzył się.
Po chwili spokojnego spacerku zauważyłam w oddali grupkę siatkarzy. Spojrzałam pytająco na Pita, ale on tylko wzruszył ramionami i się uśmiechnął.
-Oo czy to jest ta słynna dziewczyna o której cały czas gada nasz Piter?-zaśmiał się Krzysiek- Igła, najprzystojniejszy, najseksowniejszy i najmądrzejszy wśród tych plebsów.-Przeczesał dłonią swoje bujne włosy a wszyscy tutaj zebrani wybuchnęli niepohamowanym śmiechem.- a to Woj..
-Igła sami potrafimy się przedstawić-przerwał mu drugi z Libero- Damian jestem. Milo mi.- uścisnęliśmy sobie dłonie, ale ten niespodziewanie uniósł ją i jak prawdziwy dżentelmen ucałował. Na mojej twarzy pojawił się lekki rumieniec.
-Kurek jestem-przedstawił się następny-I nie słuchaj tego tam małego, bo strasznie kłamie-Wskazał na Krzyska.
-Ej! Ja nie jestem mały! To ty jesteś za duży!
-Dobra panowie, pani oraz Igła.-wtrącił się Piotrek- Gdzie idziemy? Kawa, pizza czy co?
-Pizzzza!!-krzyknęliśmy jednocześnie.
Jak postanowiliśmy tak też zrobiliśmy. Po kilku minutach spaceru w świetnym towarzystwie znaleźliśmy się w jednej z pizzerii. Chłopaki od razu znaleźli sobie miejsce i usadowili się na kanapach. Po chwili pojawiła się kelnerka i podała nam menu. Chłopaki od razu zaczęli się przegadywać jaką pizze wybrać. Gdy w końcu udało się im dojść do porozumienia dziewczyna z powrotem się przy nas pojawiła. Zauważyłam że Kurek robi maślane oczy do niej. 
-Mogę przyjąć zamówienie?-dziewczyna odezwała się do nas.
-Chcemy..-Zaczął Ignaczak, ale przerwał mu Kurek. 
-A co nam proponujesz?-wyszczerzył się do dziewczyny.
-Polecamy "trzynastkę" jest smaczna.
-Hm... a siedemnastka? Dobra jest?
-Jasne że tak, jak każda nasza pizza.
-To może weźmiemy dużą siedemnastkę i piętnastkę. A no i twój numer-Kurek się wyszczerzył.
-Jakie sosy?-dziewczyna lekko się zarumieniła.
-Czosnkowy i pomidorowy.
-A do picia coś..?
-Dwa piwa, Sprite i dwa razy Cola.
-Tyle..?
-Jak masz na imię?-Kurek nie dawał za wygraną.
-Marlena.
-A numer dostanę..?
-Jak będziesz grzeczny i wszystko zjesz-uśmiechnęła się.
-A to już możesz dać, bo grzeczny jestem zawsze.
-Zobaczymy. Zaraz przyniosę napoje.-Dziewczyna oddaliła się.
Kurek dalej siedział wodząc za nią wzrokiem. Gdy zniknęła mu z oczu, popatrzył się na nas. Równocześnie wybuchnęliśmy śmiechem. Bartek patrzył na nas lekko zmieszany.
-No co?-odezwał się.
-Jaki podryw-zaśmiał się Igła.
-Ty byś lepszego nie wymyślił.
-Ja już nie muszę. Mam żonę i dzieci.
-To siedź cicho i nie komentuj.
-Ale numeru nie dostaniesz-wtrącił się Wojtaszek.
-Spadaj! Jakoś trzeba laskę wyrwać. Pitowi się udało-spojrzał na nas.
Popatrzyłam lekko sceptycznie najpierw na Piotrka potem na Kurka.
-Masz coś na myśli..?-zwróciłam się do przyjmującego.
-Nie słuchaj tego kretyna-Piotrek mnie objął.-On zawsze gada głupoty, znam go za długo, żeby się przejmować jego paplaniem.
-Nigdy nie wiadomo o co mu chodzi-zaśmiał się Igła.-Patrzcie, laska Kurasia idzie.
Wszyscy odwróciliśmy się w stronę nadchodzącej Marleny.
-Proszę bardzo-powiedziała, kładąc napoje na stoliku.
-Więc.. jak z tym numerem?-Kurek zwrócił się do dziewczyny.
-To że jesteś gwiazdą siatkówki, nie znaczy że dostaniesz mój numer od tak. Musisz się postarać-przygryzła słodko wargę i puściła oczko do Bartka.
Odwróciła się od nas i skierowała się z powrotem w stronę baru. Kurka lekko wcięło.
-Uu stary, to masz ciężki orzech do zgryzienia-nabijał się Wojtaszek.
-Znając go i tak zdobędzie jej numer-skwitował Piotrek.
Kurek założył ręce na klatce piersiowej i patrzył w miejsce w którym jeszcze chwilę temu była Marlena. Hmm coś kombinował w skupieniu. A my zajęliśmy się rozmową. Chłopaki opowiadali jak tam w klubie wszystko wygląda, przygotowania do meczy i w ogóle. Strasznie fajnie mi się gadało z tymi chłopakami.
Po kilkunastu minutach do stolika podszedł kelner z naszymi pizzami.
-Gdzie Marlena?-odezwał się od razu Kurek.
-Yy ma inne zajęcia-odpowiedział lekko zmieszany kelner.
-Cholera-burknął pod nosem do siebie Bartek.
Siedzieliśmy przy stoliku i zajadaliśmy się pizzą, co chwilę nabijając się z wszystkiego co możliwe. Oczywiście chłopaki nie oszczędzili biednego Bartka, któremu się najwięcej dostało.
-Wybaczcie, muszę do toalety-odezwałam się w pewnym momencie i skierowałam swoje kroki do łazienki.
Gdy załatwiłam potrzebę, wyszłam z pomieszczenia i wpadłam na kogoś. Była to.. Marlena.
-Przepraszam, nie zauważyłam Cię-uśmiechnęła się.
-Nie szkodzi. Marlena tak..?
-No tak. Skąd..? Aaa koleżanka Kurka?
-Tak wyszło. Spodobałaś się chłopakowi.
-Miło. Ale..
-Weź nas jeszcze obsłuż czy coś, bo Bartek myśli cały czas o Tobie.
-Myśli czy nie myśli. To jest gwiazda, może mieć każdą.
-Ale chce Ciebie-uśmiechnęłam się do niej.
-No dokładnie-znikąd pojawił się Piter.-Idź tam, zaproponuj im coś do picia. Niech się chłopak jakoś wykaże-poruszył zabawnie brwiami.
-Ehh.. no dobra-dziewczyna się rozpromieniła.-A Wy co?
-Ja jestem Piotrek, a to Karolina.
-Nie o to mi chodziło, ale miło mi.
-To..?-zdziwił się Piotrek.
-Wy się gdzieś wybieracie? Byłoby mi lepiej gdybyś była obok-popatrzyła na mnie.
-Zostajemy prze..
-W sumie to tak. Idziemy-przerwał mi środkowy.
-Co?-zdziwiona popatrzyłam na niego.
-Trzymamy kciuki-puścił oczko do Marleny i pociągnął mnie za rękę.
-A chłopaki wiedzą że idziemy?
-Nie, ale poradzą sobie bez nas-posłał mi promienny uśmiech i wyszliśmy z pizzeri.
Ruszyliśmy ulicami Rzeszowa. Piotrek zadowolony z siebie szedł z uśmiechem.
-Czy możesz mi powiedzieć gdzie idziemy?-zapytałam. Środkowy przystanął, popatrzył się na mnie, nachylił się i wyszeptał:
-Obiecałem kawę, a słowa dotrzymuję.-uśmiechnął się tajemniczo i ruszył dalej.
Zdziwiona popatrzyłam za nim i ruszyłam w jego ślady. Środkowy skręcił między bloki. Patrzyłam na niego coraz bardziej zaciekawiona.
-Jaką pijesz kawę?-zwrócił się do mnie w pewnym momencie.
-Biała z cukrem. A co?
-Okej. Zaraz wracam.-odpowiedział.
Piotrek zniknął w małej kawiarence, której w ogólne nie zauważyłam. Czekałam kilka minut. Pitu pojawił się z powrotem z dwoma kubkami kawy.
-Dla Ciebie-podał mi jeden z kubków.-Najlepsza w Rzeszowie. Uwielbiam ją.
-Dobrze wiedzieć.
-Chodź, idziemy.
-Ale gdzie?
-Oj no, zaufaj mi-puścił mi oczko i ruszył przed siebie.
Szliśmy cały czas między blokami, żywo rozmawiając o wszystkim. W pewnym momencie dotarliśmy na.. mały plac zabaw. O dziwo był praktycznie pusty.
-Czemu tu..?-zagadałam.
-Lubię to miejsce. Miałem tu w okolicy kuzynkę babci czy jakoś tak i czasami w wakacje tu przyjeżdżałem. Bawiłem się z sąsiadami, wyrywałem koleżanki i w ogóle-zaśmiał się.-Chodź-złapał mnie za rękę i pociągnął na huśtawki.
Usiadł na jednej, ja na drugiej i lekko się bujaliśmy popijając kawę.
-Dziwne, że tylko kilkoro dzieci-rozejrzałam się.
-Ee teraz mają komputery telefony.. nie to co kiedyś, było nas tu pełno. Wojna była kto pierwszy zjeżdżał, czyja kolej na huśtawki.
-Uwielbiałam zjeżdżalnie-zaśmiałam się.
-Tak..? No to chodź.-Zabrał mi z ręki kubek z kawą, postawił go na ziemi i chwycił mnie za dłoń.
Rozpromieniony pociągnął mnie do najbliższej zjeżdżalni.
-Że niby mam zjechać?-odezwałam się zaskoczona.
-Czemu niby nie..?
-Za stara jestem.
-Ee opowiadasz głupoty. Dawaj-lekko mnie pchnął.
-A w sumie, jak się bawić to się bawić.
Wspięłam się po kilku schodkach i usiadłam na szczycie. Piotrek stał obok i się śmiał.
-Ale ze mnie kretynka-wybuchnęłam śmiechem i zjechałam na dół.
-Widzisz! Nie było takie straszne.
-Straszne? Było cudowne! Idę jeszcze raz-minęłam środkowego i wyszłam drugi raz po schodkach.
-A to ja też-machnął ręką.
Widziałam, że idzie w moje ślady to zjechałam by zobaczyć go w akcji. Stanęłam z jednej strony zjeżdżalni i patrzyłam jak ten wielkolud siada na szczycie. Trochę się nie mieścił i musiał się mocno schylać.
-Dawaj!-Zachęcałam go.-Uda Ci się.-Nie mogłam się powstrzymać od śmiechu.
-Proszę się mi tu nie śmiać. Poważne zadanie mam do wykonania-sam próbował zachować powagę, ale mu to średnio wychodziło.
-Tak jest-zasalutowałam.-No dawaaaj.
-Jak sobie życzysz.-Uśmiechnął się i zjechał.
-Gratulacje! Udało się Ci!
-Co dostanę w nagrodę?
-To!-Zbliżyłam się do niego, wspięłam się na palcach i musnęłam jego policzek.
-Oo to idę zjechać jeszcze raz skoro taka fajna nagroda.-Poruszył zabawnie brwiami.
-Jaaasne-skwitowałam.
Ruszyłam z powrotem na huśtawki dopić kawę.
-Nie ma siedzenia. Chodź.-Podszedł do mnie, zabrał swój kubek i ruszył w drogę.
-Gdzie zaś?
-Przed siebie.
Zgłupiała ruszyłam za środkowym. Po wyjściu z placu zabaw, okrążyliśmy go i wchodziliśmy na mały pagórek. Gdy weszliśmy na "szczyt" naszym oczom ukazał się cudny widok na Rzeszów.
-Łaa..-rozejrzałam się.
-Fajnie nie?
-Czy to..?
-Tak, Podpromie. Mój dom.
-Mieszkam tyle lat w Rzeszowie, a nie znalazłam tego miejsca.
-Haha. A tam-objął mnie ramieniem i lekko obrócił-w tym zielonym bloku mieszkam między treningami-zaśmiał się.
-Hmm pewnie zabierasz tu każdą dziewczynę jaką poznasz.-Popatrzyłam na niego.
-W sumie..-zamyślił się na chwilę-jesteś druga.
-Ee to kiepsko panie Nowakowski-zaśmiałam się.
-Bo zabieram tu tylko te wyjątkowe-wyszeptał mi do ucha a mnie przeszedł dreszcz.
-A to mi bardzo miło-spuściłam głowę lekko speszona.
Staliśmy chwilę w milczeniu podziwiając widoki. Miłą chwilę przerwał nam mój telefon. Wyciągnęłam go z kieszeni. Na wyświetlaczu zobaczyłam napis "Mama". Przeraziłam się, bo już było grubo popołudniu.
-Słucham cie-odebrałam i oddaliłam się od Piortka.
-Gdzie ty jesteś? Pora obiadowa już dawno minęła. Masz wracać do domu.-wykrzyczała do telefonu.
-Dobrze, będę za niedługo-odpowiedziałam i momentalnie się rozłączyłam.
Ze spuszczoną głową wróciłam do środkowego.
-Wracamy?-zapytał od razu.
Kiwnęłam tylko głową i zeszliśmy z pagórka. Minęliśmy plac zabaw i po kilkunastu minutach siedzieliśmy w jego aucie. Bez słowa Piotrek odpalił auto i ruszyliśmy w drogę powrotną.
-Przepraszam-powiedziałam gdy byliśmy już niedaleko mojego mieszkania.
-Nie masz za co-uśmiechnął się.-Rozumiem.-Złapał mnie za kolano.
-Nienawidzę takiego życia.
-Ej no. Głowa do góry. Masz zawsze mnie.
-Dziękuję.-Delikatnie się uśmiechnęłam
-Gdzie tym razem Cię wysadzić?
-Emm, w sumie to możesz tu wjechać-wskazałam ręką.
Jak chciałam tak zrobił. Zatrzymał swoje auto, ale nie miałam ochoty z niego wychodzić. Siedzieliśmy w milczeniu. Widziałam kątem oka, że Piotrek się mi przygląda. Podniosłam głowę i też spojrzałam na niego.
-Liczę, że się wkrótce zobaczymy.-odezwał się w końcu.
-O ile mnie nie zamkną w domu, to tak-uśmiechnęłam się.
-Pomogę Ci uciec jakby co-puścił mi oczko.
-Dzięki za dzisiaj-nachyliłam się i pocałowałam środkowego w policzek.
-Do zobaczenia piękna-uśmiechnął się słodko.
Zabrałam swoje rzeczy i wyszłam z auta. Ruszyłam do bloku, w którym mieszamy. Wiedziałam, że czeka mnie kolejne kazanie od rodziców.

*******
Witamy was po dluzszej nieobecnosci... postaramy sie dodawac rozdzialy duzo czesciej no i mamy nadzieje, ze ktos jeszcze z nami jest :D jezeli tak to poprosimy o jakikolwiek komentarz ;))

A tymczasem zapraszamy na jeszcze jeden nasz wspolny blog z Facundo Conte w roli glownej ;) 
http://milosc--jest-jak-narkotyk.blogspot.com

sobota, 6 czerwca 2015

Ogłoszenie!!

Na początku bardzo chcielibyśmy was przeprosić za tak długa nie obecność. Głównie jest to związane z brakiem czasu ale i weny.

Jeżeli ktoś jeszcze z nami jest i czeka na rozdział to bardzo dziękujemy i obiecujemy że nowy rozdział będzie w ciągu najbliższych dni. :))