środa, 25 listopada 2015
PRZEPROSINY / INFORMACJA
Jak zdążyłyście zauważyć nie ma rozdziału już od dłuższego czasu. Przepraszamy was za to bardzo ale niestety jesteśmy zawalone nauką że nie ma na nic czasu. Gdy tylko znajdziemy chwilę obiecujemy, że dodamy rozdział. Mamy nadzieję, że będziecie dalej czytać. :)
czwartek, 1 października 2015
Rozdział 10
Zaczęły się najlepsze 3dni mojego życia! Piotrek jest cudownym facetem. Nie nudziliśmy się ani chwili, każdy wolny moment Pitu starał się jakoś zagospodarować, żebym tylko nie myślała o wydarzeniach z domu. Jak nie spacery, to kino, film w domu, wypad na pizze..
Ale nastał dzień powrotu. Zbierałam się jak najwolniej, odwlekając ten moment.
-Karolcia, no chodź już-Piotrek już tracił pomału cierpliwość do mnie.
-Ale na pewno wszystko zabrałeś? Zakręciłeś gaz? Sprawdźmy jeszcze..
-Karo..-złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie.-Chodź już.-Powiedział zmysłowym głosem i zatopił się w moich ustach. Całował namiętnie, a pode mną się aż nogi ugięły. Dobrze, że mnie Piotrek trzymał bo bym wylądowała na ziemi.
Oderwał się ode mnie, złapał za rękę i wyprowadził z domku. Wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy w stronę Rzeszowa. Zapatrzyłam się w widoki za oknem, Piotrek się nie odzywał. Tylko muzyka leciała w aucie. Będąc już w samym mieście denerwowałam się, jak zareagują rodzice na mój powrót.
-Może włączysz telefon..?-z rozmyślań wyrwał mnie Pitu.
-Co..? Aaa no fakt.-Sięgnęłam do torebki i wyciągnęłam go, ale się zawahałam.
-Oj włącz go-złapał mnie za kolano i posłał uroczy uśmiech.
Włączyłam go, po chwili przyszło mi powiadomienie o 115 nieodebranych połączeniach od mamy, 13 od ojca. Widać komu bardziej na mnie zależy. Kilka łez spłynęło mi po policzku.
-Ej, maleńka. Co jest?-spojrzał na mnie Piotrek.
-Nic, nic..Patrz.-Pokazałam mu telefon, uśmiechnął się smutno i złapał mnie za rękę.
Po chwili mój telefon rozdzwonił się. Mama dzwoniła po raz kolejny i kolejny.. Odebrałam w końcu.
-Karolcia, słońce moje. Gdzie ty jesteś? Gdzie się podziewasz..?-słyszałam że płacze.
-Byłam za miastem, ze znajomym. Wracam już do domu.
-Nie mieszkam już z ojcem..
-CO?!-zszokowałam się.
-Złożyłam pozew o rozwód, mieszkam chwilowo w hotelu.
-Mamo..
-Nie dałam rady dłużej z nim żyć. Przepraszam Cię.
-Gdzie ty jesteś? Który hotel..?
-Na Karbowej, w zachodniej części miasta.
-Będę tam za niedługo.-rozłączyłam się. Byłam w szoku, Piotrek przyglądał mi się uważnie.
Nawet nie zauważyłam, że zjechaliśmy na jakiś parking. Pitu siedział cierpliwie, czekając aż sama zacznę mówić, a ja.. Miałam mętlik, milion myśli krążyło mi po głowie.
-Złożyła pozew o rozwód..-Patrzyłam ślepo przed siebie.-Nie wiem co robić..
-Może..
-Zawieziesz mnie do niej?-popatrzyłam na zmartwionego Piotrka.
-Głupio się pytasz! Gdzie?
Ruszyliśmy znowu w drogę. Obraliśmy kierunek jaki podała mi moja mama. Po kilkunastu minutach byliśmy pod hotelem. W recepcji uzyskałam informację o pokoju, w którym się zatrzymała mama. W momencie znaleźliśmy się pod jej drzwiami, otworzyła mi od razu.
-Mamo..-rzuciłam się w jej ramiona i rozpłakałam. Nie potrafiłam się uspokoić. Usiadłyśmy na łóżku, szlochałam w jej ramię.
-Córcia, przepraszam Cię. Powinnam już dawno go zostawić, dla Ciebie, dla nas. Byłoby lepiej.
-Nawet tak nie mów. Nie masz mnie za co przepraszać. Też nie jestem bez winy.
-Karolina, proszę Cię..
-A co teraz będzie..?-załamana popatrzyłam na mamę.
-Nie wiem.. Najpierw rozwód. Postaram się o alimenty dla Ciebie, ja mam wypłatę. Jakoś sobie poradzimy. Poszukamy mieszkania i będziemy lepiej żyć.
-Jak zareagował..?
-Na co?
-Na rozwód, wyprowadzkę..?
-Wpadł w szał, jak oznajmiłam że się wyprowadzam. Spakowałam walizki, wzięłam swoje i trochę twoich rzeczy i wyszłam bez słowa.Nie chcę wiedzieć jak zareagował na pozew. Nie odbieram od niego. Dzwonił do Ciebie?
-Tak, kilkanaście razy. Ale jak wiesz, miałam wyłączony telefon.. Przepraszam.
-Córcia..-Przytuliła mnie.-Już dobrze.. Poradzimy sobie-uśmiechnęła się delikanie.
-Jasne!-starałam się być optymistką, nie wychodziło za dobrze.
-A przedstawisz mi swojego kolegę..?-popatrzyła na Piotrka.
Boże! Ale ze mnie kretynka, zapomniałam o Piotrku, który teraz stał lekko speszony. Podeszłam do niego, złapałam za rękę i pociągnęłam bliżej.
-Mamo, poznaj Piotrka. Z nim byłam przez te trzy dni.
-Miło mi panią poznać.-Pitu wyciągnął rękę w jej stronę i uśmiechnął się.
-Mi również jest miło-uśmiechnęła się- Łączy was coś?-Spojrzała to na mnie to na Pita
-Tak, jesteśmy razem. Może być pani pewna, że jej nie skrzywdzę, bo ją kocham najbardziej na świecie.-Jakby na dowód tych słów przytulił mnie do siebie i pocałował w czoło.
-Cieszę się bardzo waszym szczęściem dzieciaki.- Uściskała najpierw mnie a potem Piotra co mnie zdziwiło.-Jesteś siatkarzem, prawda?- Zapytała a w moich oczach pojawił sie szok że go rozpoznała. Pokiwał niepewnie głową na znak zgody.
-A teraz proszę się zbierać i jedziemy do mnie.. Nie pozwolę żebyście się plątały po hotelach. Mam duży dom, pomieścimy się.- Po tych słowach ja jak i moja mama popatrzałyśmy na niego w wielkim szoku.. Nie bardzo wiedziałyśmy co powiedzieć.
-To miło z Twojej strony ale nie powinnyśmy Ci siedzieć na głowie. Masz treningi, swoje życie..-w końcu odezwała się mama.
-Ale to nie było pytanie.- zaśmiał się siatkarz.
-Nie wiem jak Ci się odwdzięczymy..- Powiedziałam ze łzami w oczach.
-Raz na jakiś czas by się obiadek dobry przydał i po sprawie.- Po tych słowach cała trójka wybuchnęła śmiechem.- A ty moja droga podziękujesz mi osobiście.- wyszeptał mi do ucha na co oblałam się rumieńcem. Dla nie poznaki szybko się odwróciłam i biorąc torebkę i chwytając walizkę, którą od razu przejął siatkarz ruszyliśmy do wyjścia.
Po 30 minutach byliśmy na miejscu. Weszliśmy do mieszkania, Piotrek pokazał mamie pokój w którym będzie spać, łazienkę, kuchnię i salon w którym się zatrzymaliśmy na dłuższą chwile.
-Dzieci czy możemy porozmawiać?- Zapytała niepewnie.
-Oczywiście.
Usiedliśmy na sofie nie bardzo wiedząc od czego zacząć. W końcu mama nie wytrzymała i odezwała się pierwsza.
-Jak długo jesteście razem?
-Znamy się już dłuższy czas ale razem jesteśmy od momentu kiedy ojciec no wiesz.. uderzył mnie.-Spuściłam głowę przypominając sobie tamte wydarzenia- Piotek był przy mnie cały ten czas.
-Wiesz, że ona jest jeszcze młoda i nie powinniście się z niczym śpieszyć? Myślę, że wiesz co mam na myśli.. jesteś dorosłym facetem masz swoje potrzeby nie chcę, żebyś jej skrzywdził.- Zwróciła się do Piotra.
-Mamo przes..- zaczęłam ale przerwał mi siatkarz.
-Prosze się nie martwić. Nie zrobię nic wbrew pani córce. Zbyt bardzo mi na niej zależy by ją skrzywdzić. Naprawdę proszę mi zaufać.- zapewnił ją. Po jej minie rozpoznałam, ze mu uwierzyła.
-Zamierzacie razem spać?
-No wiesz... raczej tak.- Zmieszałam się.
-Nie pochwalam tej decyzji ale wam ufam..-Westchnęła.
-Mamo, bo jest jeszcze jedna sprawa o której chyba nie wiesz..
-Jaka, słucham?
-Trenuję siatkówkę od 2 lat... U ojca Kamili..- Powiedziałam na jednym wdechu i czekałam na jej rekacje. Ale to jaka była nawet się nie spodziewałam.
-Wiem, byłam na Twoim meczu, wiedziałam, że przyjęli Cię do szkoły sportowej, widziałam jaka jesteś świetna i wiem jak to kochasz..
-A..al..ale -brakowało mi słów.
-Kiedy byłam nastolatką również trenowałam. Grałam w I lidze a w między czasie byłam z Twoim ojcem.. na początku mnie wspierał, pomagał, cieszył się gdy wygrywałam i pocieszał kiedy przegrywałam.. Później się pobraliśmy a ja dostałam propozycje z DevelopRes Rzeszów. Wtedy to była potęga Orlen Ligi. I wtedy zaczęło się psuć między mną a ojcem.. nie chciał żebym grała, chciał żebym w końcu zaczęła żyć na poważnie a nie bawić się w jakieś odbijanie.. stwierdził, że jak nie przestanę to mogę się wyprowadzić.. W tamtym momencie zaczęła się taka dyscyplina w tym domu a ja po pewnym czasie przywyknęłam do tego.. Ale teraz gdy wiedziałam jak bardzo Cię krzywdzi, jak podniósł na Ciebie rękę nie wytrzymałam.- Gdy to mówiła zarówno ja jak i płakałyśmy.. Jak to możliwe? jak mój ojciec mógł być takim człowiekiem?
-Mamo.. nie wiem co powiedzieć..-Wyszlochałam.
-Nic nie mów skarbie.. Ale obiecaj, że nigdy się nie poddasz i gdy będziesz miała okazje będziesz się pięła po szczeblach kariery.. ponieważ to kochasz.. nie rezygnuj z tego..
-Wiem, ale jeżeli mam wybierać między siatkówką a Piotrkiem to wybiorę Piotra.- Odparłam całkowicie poważnie.
-Nie będziesz musiała skarbie. Nie pozwoliłbym CI żebyś wybierała między mną a siatkówką- Zapewnił siatkarz.
_____________________________________
Także ten no... jest nowy.. trochę pomieszałyśmy =)
Czasu mało na pisanie rozdziałów niestety, weny też brak =(
13 komentarzy= następny :)
Ale nastał dzień powrotu. Zbierałam się jak najwolniej, odwlekając ten moment.
-Karolcia, no chodź już-Piotrek już tracił pomału cierpliwość do mnie.
-Ale na pewno wszystko zabrałeś? Zakręciłeś gaz? Sprawdźmy jeszcze..
-Karo..-złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie.-Chodź już.-Powiedział zmysłowym głosem i zatopił się w moich ustach. Całował namiętnie, a pode mną się aż nogi ugięły. Dobrze, że mnie Piotrek trzymał bo bym wylądowała na ziemi.
Oderwał się ode mnie, złapał za rękę i wyprowadził z domku. Wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy w stronę Rzeszowa. Zapatrzyłam się w widoki za oknem, Piotrek się nie odzywał. Tylko muzyka leciała w aucie. Będąc już w samym mieście denerwowałam się, jak zareagują rodzice na mój powrót.
-Może włączysz telefon..?-z rozmyślań wyrwał mnie Pitu.
-Co..? Aaa no fakt.-Sięgnęłam do torebki i wyciągnęłam go, ale się zawahałam.
-Oj włącz go-złapał mnie za kolano i posłał uroczy uśmiech.
Włączyłam go, po chwili przyszło mi powiadomienie o 115 nieodebranych połączeniach od mamy, 13 od ojca. Widać komu bardziej na mnie zależy. Kilka łez spłynęło mi po policzku.
-Ej, maleńka. Co jest?-spojrzał na mnie Piotrek.
-Nic, nic..Patrz.-Pokazałam mu telefon, uśmiechnął się smutno i złapał mnie za rękę.
Po chwili mój telefon rozdzwonił się. Mama dzwoniła po raz kolejny i kolejny.. Odebrałam w końcu.
-Karolcia, słońce moje. Gdzie ty jesteś? Gdzie się podziewasz..?-słyszałam że płacze.
-Byłam za miastem, ze znajomym. Wracam już do domu.
-Nie mieszkam już z ojcem..
-CO?!-zszokowałam się.
-Złożyłam pozew o rozwód, mieszkam chwilowo w hotelu.
-Mamo..
-Nie dałam rady dłużej z nim żyć. Przepraszam Cię.
-Gdzie ty jesteś? Który hotel..?
-Na Karbowej, w zachodniej części miasta.
-Będę tam za niedługo.-rozłączyłam się. Byłam w szoku, Piotrek przyglądał mi się uważnie.
Nawet nie zauważyłam, że zjechaliśmy na jakiś parking. Pitu siedział cierpliwie, czekając aż sama zacznę mówić, a ja.. Miałam mętlik, milion myśli krążyło mi po głowie.
-Złożyła pozew o rozwód..-Patrzyłam ślepo przed siebie.-Nie wiem co robić..
-Może..
-Zawieziesz mnie do niej?-popatrzyłam na zmartwionego Piotrka.
-Głupio się pytasz! Gdzie?
Ruszyliśmy znowu w drogę. Obraliśmy kierunek jaki podała mi moja mama. Po kilkunastu minutach byliśmy pod hotelem. W recepcji uzyskałam informację o pokoju, w którym się zatrzymała mama. W momencie znaleźliśmy się pod jej drzwiami, otworzyła mi od razu.
-Mamo..-rzuciłam się w jej ramiona i rozpłakałam. Nie potrafiłam się uspokoić. Usiadłyśmy na łóżku, szlochałam w jej ramię.
-Córcia, przepraszam Cię. Powinnam już dawno go zostawić, dla Ciebie, dla nas. Byłoby lepiej.
-Nawet tak nie mów. Nie masz mnie za co przepraszać. Też nie jestem bez winy.
-Karolina, proszę Cię..
-A co teraz będzie..?-załamana popatrzyłam na mamę.
-Nie wiem.. Najpierw rozwód. Postaram się o alimenty dla Ciebie, ja mam wypłatę. Jakoś sobie poradzimy. Poszukamy mieszkania i będziemy lepiej żyć.
-Jak zareagował..?
-Na co?
-Na rozwód, wyprowadzkę..?
-Wpadł w szał, jak oznajmiłam że się wyprowadzam. Spakowałam walizki, wzięłam swoje i trochę twoich rzeczy i wyszłam bez słowa.Nie chcę wiedzieć jak zareagował na pozew. Nie odbieram od niego. Dzwonił do Ciebie?
-Tak, kilkanaście razy. Ale jak wiesz, miałam wyłączony telefon.. Przepraszam.
-Córcia..-Przytuliła mnie.-Już dobrze.. Poradzimy sobie-uśmiechnęła się delikanie.
-Jasne!-starałam się być optymistką, nie wychodziło za dobrze.
-A przedstawisz mi swojego kolegę..?-popatrzyła na Piotrka.
Boże! Ale ze mnie kretynka, zapomniałam o Piotrku, który teraz stał lekko speszony. Podeszłam do niego, złapałam za rękę i pociągnęłam bliżej.
-Mamo, poznaj Piotrka. Z nim byłam przez te trzy dni.
-Miło mi panią poznać.-Pitu wyciągnął rękę w jej stronę i uśmiechnął się.
-Mi również jest miło-uśmiechnęła się- Łączy was coś?-Spojrzała to na mnie to na Pita
-Tak, jesteśmy razem. Może być pani pewna, że jej nie skrzywdzę, bo ją kocham najbardziej na świecie.-Jakby na dowód tych słów przytulił mnie do siebie i pocałował w czoło.
-Cieszę się bardzo waszym szczęściem dzieciaki.- Uściskała najpierw mnie a potem Piotra co mnie zdziwiło.-Jesteś siatkarzem, prawda?- Zapytała a w moich oczach pojawił sie szok że go rozpoznała. Pokiwał niepewnie głową na znak zgody.
-A teraz proszę się zbierać i jedziemy do mnie.. Nie pozwolę żebyście się plątały po hotelach. Mam duży dom, pomieścimy się.- Po tych słowach ja jak i moja mama popatrzałyśmy na niego w wielkim szoku.. Nie bardzo wiedziałyśmy co powiedzieć.
-To miło z Twojej strony ale nie powinnyśmy Ci siedzieć na głowie. Masz treningi, swoje życie..-w końcu odezwała się mama.
-Ale to nie było pytanie.- zaśmiał się siatkarz.
-Nie wiem jak Ci się odwdzięczymy..- Powiedziałam ze łzami w oczach.
-Raz na jakiś czas by się obiadek dobry przydał i po sprawie.- Po tych słowach cała trójka wybuchnęła śmiechem.- A ty moja droga podziękujesz mi osobiście.- wyszeptał mi do ucha na co oblałam się rumieńcem. Dla nie poznaki szybko się odwróciłam i biorąc torebkę i chwytając walizkę, którą od razu przejął siatkarz ruszyliśmy do wyjścia.
Po 30 minutach byliśmy na miejscu. Weszliśmy do mieszkania, Piotrek pokazał mamie pokój w którym będzie spać, łazienkę, kuchnię i salon w którym się zatrzymaliśmy na dłuższą chwile.
-Dzieci czy możemy porozmawiać?- Zapytała niepewnie.
-Oczywiście.
Usiedliśmy na sofie nie bardzo wiedząc od czego zacząć. W końcu mama nie wytrzymała i odezwała się pierwsza.
-Jak długo jesteście razem?
-Znamy się już dłuższy czas ale razem jesteśmy od momentu kiedy ojciec no wiesz.. uderzył mnie.-Spuściłam głowę przypominając sobie tamte wydarzenia- Piotek był przy mnie cały ten czas.
-Wiesz, że ona jest jeszcze młoda i nie powinniście się z niczym śpieszyć? Myślę, że wiesz co mam na myśli.. jesteś dorosłym facetem masz swoje potrzeby nie chcę, żebyś jej skrzywdził.- Zwróciła się do Piotra.
-Mamo przes..- zaczęłam ale przerwał mi siatkarz.
-Prosze się nie martwić. Nie zrobię nic wbrew pani córce. Zbyt bardzo mi na niej zależy by ją skrzywdzić. Naprawdę proszę mi zaufać.- zapewnił ją. Po jej minie rozpoznałam, ze mu uwierzyła.
-Zamierzacie razem spać?
-No wiesz... raczej tak.- Zmieszałam się.
-Nie pochwalam tej decyzji ale wam ufam..-Westchnęła.
-Mamo, bo jest jeszcze jedna sprawa o której chyba nie wiesz..
-Jaka, słucham?
-Trenuję siatkówkę od 2 lat... U ojca Kamili..- Powiedziałam na jednym wdechu i czekałam na jej rekacje. Ale to jaka była nawet się nie spodziewałam.
-Wiem, byłam na Twoim meczu, wiedziałam, że przyjęli Cię do szkoły sportowej, widziałam jaka jesteś świetna i wiem jak to kochasz..
-A..al..ale -brakowało mi słów.
-Kiedy byłam nastolatką również trenowałam. Grałam w I lidze a w między czasie byłam z Twoim ojcem.. na początku mnie wspierał, pomagał, cieszył się gdy wygrywałam i pocieszał kiedy przegrywałam.. Później się pobraliśmy a ja dostałam propozycje z DevelopRes Rzeszów. Wtedy to była potęga Orlen Ligi. I wtedy zaczęło się psuć między mną a ojcem.. nie chciał żebym grała, chciał żebym w końcu zaczęła żyć na poważnie a nie bawić się w jakieś odbijanie.. stwierdził, że jak nie przestanę to mogę się wyprowadzić.. W tamtym momencie zaczęła się taka dyscyplina w tym domu a ja po pewnym czasie przywyknęłam do tego.. Ale teraz gdy wiedziałam jak bardzo Cię krzywdzi, jak podniósł na Ciebie rękę nie wytrzymałam.- Gdy to mówiła zarówno ja jak i płakałyśmy.. Jak to możliwe? jak mój ojciec mógł być takim człowiekiem?
-Mamo.. nie wiem co powiedzieć..-Wyszlochałam.
-Nic nie mów skarbie.. Ale obiecaj, że nigdy się nie poddasz i gdy będziesz miała okazje będziesz się pięła po szczeblach kariery.. ponieważ to kochasz.. nie rezygnuj z tego..
-Wiem, ale jeżeli mam wybierać między siatkówką a Piotrkiem to wybiorę Piotra.- Odparłam całkowicie poważnie.
-Nie będziesz musiała skarbie. Nie pozwoliłbym CI żebyś wybierała między mną a siatkówką- Zapewnił siatkarz.
_____________________________________
Także ten no... jest nowy.. trochę pomieszałyśmy =)
Czasu mało na pisanie rozdziałów niestety, weny też brak =(
13 komentarzy= następny :)
środa, 2 września 2015
Rozdział 9
Jak się okazało Piotr wywiózł nas na obrzeża Rzeszowa do domku po jego babci. Piotrek rozpalił ogień w kominku w salonie i usadowiliśmy się wygodnie na miękkim dywanie, spoglądając w płomienie.
Wszystko było dokładnie tak, jak być powinno. Ogień, trunek, burza - nie sposób wymyślić czegoś bardziej doskonałego. Za sprawą niepojętego cudu przestały się liczyć wydarzenia sprzed kilku godzin. Byliśmy tylko my- on i ja.
Błyskawica ponownie przecięła niebo. Na rozpalonym drewnie tańczyły płomienie, ogrzewając pokój. Październikowy deszcz siekł w okna, zagłuszając wszystkie odgłosy.
I wtedy poddaliśmy się temu, z czym walczyliśmy przez ostatnie dni. Podniosłam głowę, popatrzyłam leniwie na Piotrka, a on delikatnie pocałował mnie w usta. Wyciągnęłam rękę ku jego twarzy i dotykałam jego policzka, delikatnie muskając go palcami. Siatkarz wolno pochylił się do mnie i jeszcze raz pocałował, nadal czule i delikatnie. Przymknęłam oczy i rozchyliłam wargi, podczas gdy Piotr zataczał palcami leniwie kręgi na ramionach. Całował moją szyję, policzki, powieki, a ja rozkoszowałam się wilgocią jego warg. Bez słowa zaczęłam rozpinać mu koszulę. Wsłuchany w mój oddech obserwował, jak posuwam się w dół. Przy każdym guziku, muskałam palcami jego skórę, a gdy wreszcie rozpięłam koszulę, lekko się do niego uśmiechnęłam. Wsunęłam ręce pod jej materiał, muskając go, gładząc, badając jego ciało. Pochyliwszy się, pieszczotliwie całowałam jego szyję, równocześnie zsuwając mu koszulę z barków i oplatając ramionami. Podniosłam głowę i pozwalałam się całować, podczas gdy Pit wyplątywał się z rękawów.
Uporawszy się z nimi, wolno przyciągnął mnie do siebie. Wsunął ręce pod koszulkę i najpierw palcami zataczał kręgi na brzuchu, dopiero potem podniósł moje ramiona i wyswobodził z ubrania. Na chwilę zabrakło mi tchu, kiedy się pochylił, całując ścieżkę między piersiami i wolno wyznaczając językiem trasę do szyi. Dłońmi łagodnie gładził mi plecy, ręce, ramiona, aż nasze rozpalone ciała przywarły do siebie. Całował szyję, skubiąc ją delikatnie. Wreszcie uniosłam biodra, by mógł zsunąć ze mnie spodnie. Sięgnęłam do klamry przy jego pasku, rozpięłam ją i obserwowałam, jak zdejmuje dżinsy. Wszystko to odbywało się jakby w zwolnionym tempie.
-Chcesz tego?- Wyszeptał między pocałunkami
-Chcę, nawet nie wiesz jak bardzo-Spojrzałam w jego oczy w których tańczyły wesołe ogniki-Boję się, jestem dzie..-nie pozwolił mi dokończyć, zamknął moje usta swoimi.
-Nic się nie martw. Kocham Cię..
Językiem wodził po mojej szyi, podczas gdy jego ręce pieściły gładką, gorącą skórę piersi, schodząc do brzucha, zatrzymując się pod pępkiem i wracając na górę
-Jesteś piękna- Wydyszał
Leżeliśmy tuż przy ogniu, powietrze wydawało się aż gęste od gorąca płomieni. Wygięłam się w łuk, kiedy Piotr jednym płynnym ruchem przykrył mnie sobą. Podniosłam głowę i ciężko oddychając przeczesywałam palcami jego włosy, podczas gdy on, naprężając z wysiłku mięśnie, utrzymywał mój ciężar. Kusząco całowałam usta, pociągnęłam go na siebie, ale on nie uległ, tylko trochę się opuścił i leciutko pocierał torsem o moje piersi na co moje ciało odpowiedziało drżeniem rozkoszy. Gdy wreszcie się połączyliśmy, głośno krzyknęłam czując ból i zamykając oczy. Wbiłam mu paznokcie w plecy. Wtuliłam twarz w jego szyję, czując go głęboko w sobie.
-Wszystko w porządku?- Wyszeptał z troską w oczach
Otworzyłam oczy pełne łez i w blasku ognia patrzyłam na Siatkarza, zachwycona jego urodą.
-Tak, to normalne, ze boli.- Uspokoiłam go.
-Nie chcę, żeby Cię bolało. Może przestanę?-Zapytał delikatnie na co ja zaprzeczyłam głową.
-Zaraz przejdzie naprawdę.-Wymruczałam składając pocałunek na jego ustach. To go przekonało zaczął się delikatnie poruszać z czasem zwiększając tempo. Ciało błyszczało mu od potu, którego krople padały na mnie jak ulewa szalejąca na dworze. A z każdą kroplą, z każdym oddechem czułam, jak całe dotychczasowe życie odpływa w dal.
Nasze ciała brały i dawały całą pełnią, a nagrodą dla mnie stało się niewiarygodne doznanie, którego istnienia nawet się nie domyślałam. Trwało i trwało, przeszywając moje ciało, rozgrzewając je, aż w końcu ustąpiło, podczas gdy drżąc, powoli odzyskiwałam oddech. Ledwo jednak się uspokoiłam, nadeszła kolejna fala i raz po raz przeżywała na nowo to samo. Deszcz ustał, słońce zaszło, zmęczone ciało domagało się odpoczynku, lecz nie chciałam przerwać rozkoszy, która nas połączyła. Kiedy siatkarz osiągnął swoją rozkosz jeszcze mocniej objął mnie ramionami mówiąc różne akty miłości. Po chwili leżeliśmy obok siebie patrząc na palący się ogień w kominku normując oddechy. Nawet nie wiem kiedy Piotr wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni.
Perspektywa Piotrka
Budziłem się tej nocy od czasu do czasu i patrzyłem na Karolinę, na jej ciało, i czułem się, jakby nagle świat stał się taki, jakim być powinien-zarabiam na życie robiąc to co naprawdę kocham oddając się temu w całości. Mam przyjaciół na których zawsze mogę polegać, rodzinę która jest ze mnie dumna i zawsze mam w nich oparcie. Ale najważniejsze w tym wszystkim jest to, że poznałem ją. Dziewczynę która ma tylko 17 lat, a mimo wszystko zawróciła mi w głowie. Nie ma w życiu łatwo, ale co najważniejsze nie poddaje się. Kocham ją. Kocham jak nikogo innego i wiem, że jestem w stanie wiele poświęcić dla niej. Nawet siatkówkę.
Kiedy tak obserwowałem ją tuż przed porankiem kiedy otworzyła oczy, uśmiechnęła się i pogładziła mnie po twarzy. Przyłożyłem jej palce do ust, powstrzymując w ten sposób od mówienia, i przez dłuższy czas leżeliśmy. tylko na siebie patrząc.
Gdy już ucisk w moim gardle ustąpił, szepnąłem do jej ucha
-Jesteś odpowiedzią na każdą modlitwę, jaką zmówiłem. Jesteś pieśnią, marzeniem i szeptem. Sam nie pojmuję, jakim cudem tyle czasu bez Ciebie wytrzymałem. Kocham Cię, Karo, nawet nie wiesz jak bardzo. Od początku Cię pokochałem i zawsze będę Cię kochać.
-Och, Piotrek- odparła, przyciągając go do siebie.-Nawet nie wiesz jaka jestem szczęśliwa.
Perspektywa Karoliny
Potrzebowałam go teraz bardziej niż kiedykolwiek, bardziej niż czegokolwiek w życiu.Po prostu czułam, że się zakochuje lub już to zrobiła. Tak bardzo bym chciała mieć innych rodziców, którzy ucieszą się z tego, że mam pasję, z tego, że jest chłopak który mnie kocha, że będą ze mnie dumni mimo wszystko niestety rzeczywistość bywa inna, bardziej brutalna.
-Musze wrócić do domu-zaszlochałam w ramię siatkarza kiedy po śniadaniu siedzieliśmy na tarasie.
-Nie myśl o tym teraz, proszę. Mam 3 dni wolnego, przez ten czas zapomnijmy o wszystkim i cieszmy się po prostu sobą w tym miejscu. Wyłączmy telefony i odetnijmy się od wszystkich. Bądźmy tylko my.-Uśmiechnął się.
-A co z rodzicami? Będą mnie szukać, aż w końcu powiadomią policje. Piotrek, nie chcę, żebyś miał przeze mnie problemy.
-Tym się pomartwimy za 3 dni, a tutaj nas na pewno nie znajdą- cicho się zaśmiał.- I zapamiętaj sobie, że ty nigdy nie będziesz powodem moich problemów.-Mocniej przytulił mnie do siebie.
-No to w takim razie zróbmy tak jak mówisz.- Ucieszyłam się- Tylko zadzwonię do trenera, że mnie nie będzie na treningach i do przyjaciółki, żeby się nie martwiła.-Z radością w głosie pobiegłam do telefonu. Szybko wybrałam numer najpierw do Kamili, a następnie do wujka. Opowiedziałam im o tym co zaszło u mnie w mieszkaniu oraz o tym gdzie teraz jestem. Oczywiście pominęłam wątek dzisiejszej nocy.
________________________________________________________________________
No to zaczęła się szkoła :( Do której klasy idziecie? Pochwalcie się ^^ 10 komentarzy = nowy rozdział !! :)
Wszystko było dokładnie tak, jak być powinno. Ogień, trunek, burza - nie sposób wymyślić czegoś bardziej doskonałego. Za sprawą niepojętego cudu przestały się liczyć wydarzenia sprzed kilku godzin. Byliśmy tylko my- on i ja.
Błyskawica ponownie przecięła niebo. Na rozpalonym drewnie tańczyły płomienie, ogrzewając pokój. Październikowy deszcz siekł w okna, zagłuszając wszystkie odgłosy.
I wtedy poddaliśmy się temu, z czym walczyliśmy przez ostatnie dni. Podniosłam głowę, popatrzyłam leniwie na Piotrka, a on delikatnie pocałował mnie w usta. Wyciągnęłam rękę ku jego twarzy i dotykałam jego policzka, delikatnie muskając go palcami. Siatkarz wolno pochylił się do mnie i jeszcze raz pocałował, nadal czule i delikatnie. Przymknęłam oczy i rozchyliłam wargi, podczas gdy Piotr zataczał palcami leniwie kręgi na ramionach. Całował moją szyję, policzki, powieki, a ja rozkoszowałam się wilgocią jego warg. Bez słowa zaczęłam rozpinać mu koszulę. Wsłuchany w mój oddech obserwował, jak posuwam się w dół. Przy każdym guziku, muskałam palcami jego skórę, a gdy wreszcie rozpięłam koszulę, lekko się do niego uśmiechnęłam. Wsunęłam ręce pod jej materiał, muskając go, gładząc, badając jego ciało. Pochyliwszy się, pieszczotliwie całowałam jego szyję, równocześnie zsuwając mu koszulę z barków i oplatając ramionami. Podniosłam głowę i pozwalałam się całować, podczas gdy Pit wyplątywał się z rękawów.
Uporawszy się z nimi, wolno przyciągnął mnie do siebie. Wsunął ręce pod koszulkę i najpierw palcami zataczał kręgi na brzuchu, dopiero potem podniósł moje ramiona i wyswobodził z ubrania. Na chwilę zabrakło mi tchu, kiedy się pochylił, całując ścieżkę między piersiami i wolno wyznaczając językiem trasę do szyi. Dłońmi łagodnie gładził mi plecy, ręce, ramiona, aż nasze rozpalone ciała przywarły do siebie. Całował szyję, skubiąc ją delikatnie. Wreszcie uniosłam biodra, by mógł zsunąć ze mnie spodnie. Sięgnęłam do klamry przy jego pasku, rozpięłam ją i obserwowałam, jak zdejmuje dżinsy. Wszystko to odbywało się jakby w zwolnionym tempie.
-Chcesz tego?- Wyszeptał między pocałunkami
-Chcę, nawet nie wiesz jak bardzo-Spojrzałam w jego oczy w których tańczyły wesołe ogniki-Boję się, jestem dzie..-nie pozwolił mi dokończyć, zamknął moje usta swoimi.
-Nic się nie martw. Kocham Cię..
Językiem wodził po mojej szyi, podczas gdy jego ręce pieściły gładką, gorącą skórę piersi, schodząc do brzucha, zatrzymując się pod pępkiem i wracając na górę
-Jesteś piękna- Wydyszał
Leżeliśmy tuż przy ogniu, powietrze wydawało się aż gęste od gorąca płomieni. Wygięłam się w łuk, kiedy Piotr jednym płynnym ruchem przykrył mnie sobą. Podniosłam głowę i ciężko oddychając przeczesywałam palcami jego włosy, podczas gdy on, naprężając z wysiłku mięśnie, utrzymywał mój ciężar. Kusząco całowałam usta, pociągnęłam go na siebie, ale on nie uległ, tylko trochę się opuścił i leciutko pocierał torsem o moje piersi na co moje ciało odpowiedziało drżeniem rozkoszy. Gdy wreszcie się połączyliśmy, głośno krzyknęłam czując ból i zamykając oczy. Wbiłam mu paznokcie w plecy. Wtuliłam twarz w jego szyję, czując go głęboko w sobie.
-Wszystko w porządku?- Wyszeptał z troską w oczach
Otworzyłam oczy pełne łez i w blasku ognia patrzyłam na Siatkarza, zachwycona jego urodą.
-Tak, to normalne, ze boli.- Uspokoiłam go.
-Nie chcę, żeby Cię bolało. Może przestanę?-Zapytał delikatnie na co ja zaprzeczyłam głową.
-Zaraz przejdzie naprawdę.-Wymruczałam składając pocałunek na jego ustach. To go przekonało zaczął się delikatnie poruszać z czasem zwiększając tempo. Ciało błyszczało mu od potu, którego krople padały na mnie jak ulewa szalejąca na dworze. A z każdą kroplą, z każdym oddechem czułam, jak całe dotychczasowe życie odpływa w dal.
Nasze ciała brały i dawały całą pełnią, a nagrodą dla mnie stało się niewiarygodne doznanie, którego istnienia nawet się nie domyślałam. Trwało i trwało, przeszywając moje ciało, rozgrzewając je, aż w końcu ustąpiło, podczas gdy drżąc, powoli odzyskiwałam oddech. Ledwo jednak się uspokoiłam, nadeszła kolejna fala i raz po raz przeżywała na nowo to samo. Deszcz ustał, słońce zaszło, zmęczone ciało domagało się odpoczynku, lecz nie chciałam przerwać rozkoszy, która nas połączyła. Kiedy siatkarz osiągnął swoją rozkosz jeszcze mocniej objął mnie ramionami mówiąc różne akty miłości. Po chwili leżeliśmy obok siebie patrząc na palący się ogień w kominku normując oddechy. Nawet nie wiem kiedy Piotr wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni.
Perspektywa Piotrka
Budziłem się tej nocy od czasu do czasu i patrzyłem na Karolinę, na jej ciało, i czułem się, jakby nagle świat stał się taki, jakim być powinien-zarabiam na życie robiąc to co naprawdę kocham oddając się temu w całości. Mam przyjaciół na których zawsze mogę polegać, rodzinę która jest ze mnie dumna i zawsze mam w nich oparcie. Ale najważniejsze w tym wszystkim jest to, że poznałem ją. Dziewczynę która ma tylko 17 lat, a mimo wszystko zawróciła mi w głowie. Nie ma w życiu łatwo, ale co najważniejsze nie poddaje się. Kocham ją. Kocham jak nikogo innego i wiem, że jestem w stanie wiele poświęcić dla niej. Nawet siatkówkę.
Kiedy tak obserwowałem ją tuż przed porankiem kiedy otworzyła oczy, uśmiechnęła się i pogładziła mnie po twarzy. Przyłożyłem jej palce do ust, powstrzymując w ten sposób od mówienia, i przez dłuższy czas leżeliśmy. tylko na siebie patrząc.
Gdy już ucisk w moim gardle ustąpił, szepnąłem do jej ucha
-Jesteś odpowiedzią na każdą modlitwę, jaką zmówiłem. Jesteś pieśnią, marzeniem i szeptem. Sam nie pojmuję, jakim cudem tyle czasu bez Ciebie wytrzymałem. Kocham Cię, Karo, nawet nie wiesz jak bardzo. Od początku Cię pokochałem i zawsze będę Cię kochać.
-Och, Piotrek- odparła, przyciągając go do siebie.-Nawet nie wiesz jaka jestem szczęśliwa.
Perspektywa Karoliny
Potrzebowałam go teraz bardziej niż kiedykolwiek, bardziej niż czegokolwiek w życiu.Po prostu czułam, że się zakochuje lub już to zrobiła. Tak bardzo bym chciała mieć innych rodziców, którzy ucieszą się z tego, że mam pasję, z tego, że jest chłopak który mnie kocha, że będą ze mnie dumni mimo wszystko niestety rzeczywistość bywa inna, bardziej brutalna.
-Musze wrócić do domu-zaszlochałam w ramię siatkarza kiedy po śniadaniu siedzieliśmy na tarasie.
-Nie myśl o tym teraz, proszę. Mam 3 dni wolnego, przez ten czas zapomnijmy o wszystkim i cieszmy się po prostu sobą w tym miejscu. Wyłączmy telefony i odetnijmy się od wszystkich. Bądźmy tylko my.-Uśmiechnął się.
-A co z rodzicami? Będą mnie szukać, aż w końcu powiadomią policje. Piotrek, nie chcę, żebyś miał przeze mnie problemy.
-Tym się pomartwimy za 3 dni, a tutaj nas na pewno nie znajdą- cicho się zaśmiał.- I zapamiętaj sobie, że ty nigdy nie będziesz powodem moich problemów.-Mocniej przytulił mnie do siebie.
-No to w takim razie zróbmy tak jak mówisz.- Ucieszyłam się- Tylko zadzwonię do trenera, że mnie nie będzie na treningach i do przyjaciółki, żeby się nie martwiła.-Z radością w głosie pobiegłam do telefonu. Szybko wybrałam numer najpierw do Kamili, a następnie do wujka. Opowiedziałam im o tym co zaszło u mnie w mieszkaniu oraz o tym gdzie teraz jestem. Oczywiście pominęłam wątek dzisiejszej nocy.
________________________________________________________________________
No to zaczęła się szkoła :( Do której klasy idziecie? Pochwalcie się ^^ 10 komentarzy = nowy rozdział !! :)
wtorek, 25 sierpnia 2015
Rozdział 8
-Karolina! Matko kochana co się stało?-czułam zdenerwowanie Piotrka.
-Proszę.. Cię..-dławiłam się swoimi łzami.
-Wsiadaj do auta- otworzył mi drzwi do samochodu, sam usiadł za kierownicą.
Siedzieliśmy w milczeniu, ja starałam się uspokoić. Czułam na sobie wzrok Piotrka, ale nie miałam odwagi spojrzeć na niego. Miałam mętlik w głowie. Co ja mam mu powiedzieć?! Przecież..
-Karolcia..?-znów poczułam jego dłoń na swojej nodze.-Powiesz mi co się stało?
-Bo ja..-pociągałam nosem.-Nie wiem jak to powiedzieć. Od czego zacząć..
-Może od początku..?
-Jak weszłam, to..-podniosłam głowę. Piotrek patrzył na mnie troskliwie. Utonęłam w jego oczach.
-Ej, Maleńka!-otarł mi łzę spływającą po policzku. Lekko syknęłam. Jednak zabolało.-Coś nie tak..?
-Nie, po prostu..-schyliłam głowę.
-Pokaż!-Złapał mnie za podbródek.-Masz ślad na policzku..-Widziałam przerażenie w jego oczach.-Kto Ci to zrobił?!
-Wpadłam w szafkę w pokoju.
-Jasne! Nie jestem kretynem. Kto Cię uderzył?
Nie potrafiłam mu odpowiedzieć. Tak, nienawidziłam ojca za to co mi zrobił, ale.. jednak to był mój ojciec. Milion myśli krążyło mi po głowie, jak mu to wytłumaczyć. Piotrek nie naciskał, czekał aż sama mu powiem.
-Ojciec..-powiedziałam ledwo słyszalnie
-Przecież to nienormalne! Nie wolno mu! Gdybym tylko..
-Piotrek!-Popatrzyłam na niego.-Stało się, trudno.
-Jakie trudno? Zgłupiałaś!! Nie wolno bić swoich dzieci! Karolina! Za to powinien być karany!
-Cholera Piotrek! W niejednym domu dzieci są bite. Nie zbawisz świata! I co ty się w ogóle mną przejmujesz. -Lekko się wkurzyłam.-Praktycznie mnie nie znasz!
-Co z tego?
-To, że masz przeze mnie same problemy. A powinieneś być teraz na treningu czy synem się zajmować. A nie przejmować się mną i moimi kłopotami.
-Ale Ty nie rozumiesz, że mi na tobie zależy?
-Że co..?-zgłupiałam
-To co słyszysz! Zależy mi i to bardzo. Urzekłaś mnie tam wtedy w hali. Spodobało mi się to, że mimo przeciwności walczysz o swoje. Karolcia, jesteś wyjątkowa-patrzył mi głęboko w oczy.
Zamurowało mnie, nie wiedziałam co powiedzieć. Pewnie oczekiwał ode mnie podobnego wyznania, ale ja nie potrafiłam określić w tym momencie swoich uczuć. Co ja mogłam w tym momencie czuć? Za dużo wrażeń jak na tak krótki czas. Spuściłam głowę.
-Przepraszam, nie powinienem.-Odezwał się w końcu Piotrek.
-Nie, nie! Piotruś, miło mi i to cholernie, ale ja nie wiem co ja..
-Co czujesz?
-Za dużo jak na jeden dzień-ukryłam twarz w dłoniach.
-Maleńka, niczego od Ciebie nie oczekuję, chciałem tylko żebyś wiedziała. Lubię Cię, chyba trochę nawet bardzo.
-Piotruś-popatrzyłam na niego.-Jesteś cudowny.-Nachyliłam się do niego i dałam buziaka w policzek.
-Pojedziesz gdzieś ze mną?
-Ale gdzie?-popatrzyłam pytająco na niego.
-Trening mi się zaczął jakieś 10min temu-popatrzył na zegarek.-Zaś będę miał przerypane.
-Przepraszam.
-Nie pierwszy i nie ostatni raz-puścił mi oczko i odpalił silnik.
Ruszyliśmy ulicami Rzeszowa. Piotrek był mocno skupiony. Najpierw myślałam, że na drodze i celu do którego zmierzaliśmy, ale po chwili doszłam do wniosku, że rozmyśla nad moją sytuacją. Był cudowny, taki troskliwy i kochany. Spuściłam głowę, bo zrobiło mi się głupio. Nerwowo wyłamywałam palce. Kątem oka widziałam, że co chwilę Pitu się na mnie patrzy. Jeszcze gorzej się czułam. W pewnym momencie złapał mnie za rękę i splótł nasze palce razem. Popatrzyłam na niego, tylko się uśmiechnął i mocniej ścisnął moją dłoń. Pod hale zajechaliśmy w ciszy. Piotrek zaparkował auto i zgasił silnik.
-Idziemy?-zagadał.
-Będę przeszkadzać.
-Wierzę, że będziesz grzecznie siedzieć na trybunach-zaśmiał się. -Chodź.
Wyszłam z samochodu wraz z Piotrkiem i chciałam ruszyć w stronę Podpromia kiedy poczułam szarpnięcie za dłoń i wylądowałam twarzą w klatce piersiowej siatkarza. Niepewnie podniosłam głowę by spojrzeć mu w oczy. Były piękne, hipnotyzujące. Mogłabym się patrzeć w nie cały czas. Nim się zorientowałam poczułam jego usta na swoich, a wielkie dłonie obejmujące moją twarz. Pocałował mnie delikatnie jakby bał się, że ucieknę. Kiedy nie widział z mojej strony sprzeciwu pogłębił pocałunek.
-Piotrek..-wyszeptałam kiedy oderwaliśmy się od siebie.
-Wiem, nie powinienem ale musiałem. Dzięki temu zrozumiałem, że Cię kocham Karola. Rozumiem, że możesz nie czuć tego samego ale zrobię wszystko, żebyś poczuła do mnie to samo co ja do Ciebie.
-Nie chce Cię stracić Piotr, a boję się, ze tak właśnie będzie- W moich oczach ponownie zebrały się łzy
-Nikt ani nic nas nie rozdzieli jeżeli sami nie będziemy tego chcieli. Nie pozwolę na to.- Zapewnił mnie- A teraz chodź, bo za chwilę może być naprawdę źle, jak nie dotrę na hale- Zaśmiał się. Splótł nasze palce i szybkim krokiem udaliśmy się na hale. Po wejściu do słychać było krzyki trenera, dźwięk odbijanych piłek i pisk butów. Piotr udał się biegiem do szatni, a ja czekałam na niego pod drzwiami. Po 5 minutach gotowy wyszedł z pomieszczenia.
-Wow... szybki jesteś- zaśmiałam się
-Jak trzeba to się szybkim jest- mrugnął okiem.
Weszliśmy do sali, chłopaki w parach odbijali piłki. Lekko się speszyłam, bo nie wiedziałam co robić. Piotrek wskazał mi miejsce gdzie mam usiąść, dał buziaka w policzek i uciekł do chłopaków. Siadłam na trybunach za ławką trenerską i z zaciekawieniem przyglądałam się siatkarzom. Środkowy najpierw podszedł do trenera, tłumaczył się ze swojego spóźnienia. Kowal popatrzył się na mnie niezadowolony.. Auć.. chciałabym się zapaść pod ziemię. Spuściłam głowę, ale kątem oka widziałam, że Piter dalej coś tłumaczy. Po chwili zabrał się do treningu i już trener nie zwracał na mnie uwagi, a ja nie wychylałam się i siedziałam cicho przez cały trening.
Panowie wyciskali z siebie "siódme poty", by jak najlepiej przygotować się do najbliższego meczu. Kilka razy widziałam, że popisywali się przede mną, bo po udanych atakach patrzyli w moją stronę. Najbardziej wygłupiał się Kurek. Miałam ubaw patrząc na nich, ale próbowałam się powstrzymywać, no bo w sumie to poważny trening. Piotrek starał się być skupionym na maxa, ale widziałam, że zerkał co chwilę w moją stronę. Słodkie to było. Nie dostał nawet żadnej kary za spóźnienie.
Po skończonym treningowym meczu, chłopaki się rozciągali i dostali wskazówki od sztabu nad czym muszą jeszcze popracować. Posiedzieli jeszcze chwilę na terraflexie i zaczęli się zbierać. Kurek podniósł swoje zacne cztery litery i podszedł do mnie.
-Jak tam? Co tam?-Wyszczerzył się od razu i usiadł obok.-Co tu robisz? Kowal niechętnie widzi ludzi z zewnątrz. Więc..?
-Może mniej pytań na raz?-zaśmiałam się.-I to był pomysł Piotrka żebym tu przyszła.
-Jasne! Przyznaj się, chciałaś popatrzeć jak świetnie gram-poruszył zabawnie brwiami.
-Nie chwal się już tak-Piotrek poklepał po plecach Bartka.
-Nie mów, że jest inaczej!-oburzył się atakujący.
-Oj Bartuś, Bartuś-uśmiechnęłam się.-Wszyscy wiedzą że jesteś..
-Beznadziejny-Przerwał mi Piotrek i wybuchnął śmiechem.
-Nie lubię was-Bartek wstał z udawanym fochem i odszedł od nas.
-Idziemy?-Zwrócił się do mnie Piotrek.
-Przebierzesz się?-popatrzyłam na jego strój.-Chłodno na zewnątrz.
-Haha jasne. Poczekaj chwilkę jeszcze na mnie-Dał mi znów buziaka i uciekł do szatni.
Czekałam cierpliwie na środkowego kiedy znów obok mnie pojawił się Kurek.
-Jesteście razem?-popatrzył się zaciekawiony na mnie.
-Yyy..-zaskoczył mnie.
-Aaa w sumie nie musisz mówić, widać to. Ale od kiedy?
-Bartek, cholero idź że już ode mnie-lekko go szturchnęłam.
-Ale jesteście..-Zrezygnowany udał się do szatni.
Siedziałam dalej na trybunach. Po kilkunastu minutach przy wejściu na boisko pojawił się Piotrek, podeszłam do niego i wyszliśmy z budynku. Było chłodno, jesień dawała o sobie znać. Piotrek zagarnął mnie ramieniem. Wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy spod hali. Jechaliśmy dość chwilę i kierowaliśmy się na obrzeża Rzeszowa.
-Piotrek..?
-No słucham Cię piękna.-Zawadiacki uśmiech pojwił się na jego twarzy.
-Gdzie mnie wywozisz?-Zrobiłam słodkie oczka i popatrzyłam na niego.
-Aaaaa w takie fajne miejsce.
-A dokładniej?
-Niespodzianka.
-Ehh chłopie..-oparłam się wygodnie o fotel i zapatrzyłam przed siebie.
-Nie bój się.-Złapał mnie za rękę i nie chciał puścić.
Po niecałej godzinie drogi dotarliśmy pod mały domek. Piotrek zaparkował samochód na podjeździe.
-Gdzie my jesteśmy? Kto tu mieszka?
-Moja mała oaza spokoju.
-Twoje? Serio?
-A no. Chodź do środka.
Weszliśmy po kilku stopniach, Piotrek otworzył drzwi i mnie wpuścił do środka. Pooglądałam kilka pomieszczeń i skierowaliśmy się do kuchni.
-Fajne miejsce- wyraziłam swój zachwyt nieco speszona.
-Przyjeżdżam tu, kiedy chcę pobyć sam.
-To co ja tu robię?-zapytałam zaczepnie.
-Ty jesteś inna. Tobie można pokazać coś takiego.-Wyznał.
*****
cieszymy się że ktoś z nami jest :D liczymy że będziecie do końca :) rozkręcamy się z fabułą, będzie się działo dalej..:D
zachęcamy do czytania i komentowania bo to motywuje do dalszego pisania ;)
do następnego :D
-Proszę.. Cię..-dławiłam się swoimi łzami.
-Wsiadaj do auta- otworzył mi drzwi do samochodu, sam usiadł za kierownicą.
Siedzieliśmy w milczeniu, ja starałam się uspokoić. Czułam na sobie wzrok Piotrka, ale nie miałam odwagi spojrzeć na niego. Miałam mętlik w głowie. Co ja mam mu powiedzieć?! Przecież..
-Karolcia..?-znów poczułam jego dłoń na swojej nodze.-Powiesz mi co się stało?
-Bo ja..-pociągałam nosem.-Nie wiem jak to powiedzieć. Od czego zacząć..
-Może od początku..?
-Jak weszłam, to..-podniosłam głowę. Piotrek patrzył na mnie troskliwie. Utonęłam w jego oczach.
-Ej, Maleńka!-otarł mi łzę spływającą po policzku. Lekko syknęłam. Jednak zabolało.-Coś nie tak..?
-Nie, po prostu..-schyliłam głowę.
-Pokaż!-Złapał mnie za podbródek.-Masz ślad na policzku..-Widziałam przerażenie w jego oczach.-Kto Ci to zrobił?!
-Wpadłam w szafkę w pokoju.
-Jasne! Nie jestem kretynem. Kto Cię uderzył?
Nie potrafiłam mu odpowiedzieć. Tak, nienawidziłam ojca za to co mi zrobił, ale.. jednak to był mój ojciec. Milion myśli krążyło mi po głowie, jak mu to wytłumaczyć. Piotrek nie naciskał, czekał aż sama mu powiem.
-Ojciec..-powiedziałam ledwo słyszalnie
-Przecież to nienormalne! Nie wolno mu! Gdybym tylko..
-Piotrek!-Popatrzyłam na niego.-Stało się, trudno.
-Jakie trudno? Zgłupiałaś!! Nie wolno bić swoich dzieci! Karolina! Za to powinien być karany!
-Cholera Piotrek! W niejednym domu dzieci są bite. Nie zbawisz świata! I co ty się w ogóle mną przejmujesz. -Lekko się wkurzyłam.-Praktycznie mnie nie znasz!
-Co z tego?
-To, że masz przeze mnie same problemy. A powinieneś być teraz na treningu czy synem się zajmować. A nie przejmować się mną i moimi kłopotami.
-Ale Ty nie rozumiesz, że mi na tobie zależy?
-Że co..?-zgłupiałam
-To co słyszysz! Zależy mi i to bardzo. Urzekłaś mnie tam wtedy w hali. Spodobało mi się to, że mimo przeciwności walczysz o swoje. Karolcia, jesteś wyjątkowa-patrzył mi głęboko w oczy.
Zamurowało mnie, nie wiedziałam co powiedzieć. Pewnie oczekiwał ode mnie podobnego wyznania, ale ja nie potrafiłam określić w tym momencie swoich uczuć. Co ja mogłam w tym momencie czuć? Za dużo wrażeń jak na tak krótki czas. Spuściłam głowę.
-Przepraszam, nie powinienem.-Odezwał się w końcu Piotrek.
-Nie, nie! Piotruś, miło mi i to cholernie, ale ja nie wiem co ja..
-Co czujesz?
-Za dużo jak na jeden dzień-ukryłam twarz w dłoniach.
-Maleńka, niczego od Ciebie nie oczekuję, chciałem tylko żebyś wiedziała. Lubię Cię, chyba trochę nawet bardzo.
-Piotruś-popatrzyłam na niego.-Jesteś cudowny.-Nachyliłam się do niego i dałam buziaka w policzek.
-Pojedziesz gdzieś ze mną?
-Ale gdzie?-popatrzyłam pytająco na niego.
-Trening mi się zaczął jakieś 10min temu-popatrzył na zegarek.-Zaś będę miał przerypane.
-Przepraszam.
-Nie pierwszy i nie ostatni raz-puścił mi oczko i odpalił silnik.
Ruszyliśmy ulicami Rzeszowa. Piotrek był mocno skupiony. Najpierw myślałam, że na drodze i celu do którego zmierzaliśmy, ale po chwili doszłam do wniosku, że rozmyśla nad moją sytuacją. Był cudowny, taki troskliwy i kochany. Spuściłam głowę, bo zrobiło mi się głupio. Nerwowo wyłamywałam palce. Kątem oka widziałam, że co chwilę Pitu się na mnie patrzy. Jeszcze gorzej się czułam. W pewnym momencie złapał mnie za rękę i splótł nasze palce razem. Popatrzyłam na niego, tylko się uśmiechnął i mocniej ścisnął moją dłoń. Pod hale zajechaliśmy w ciszy. Piotrek zaparkował auto i zgasił silnik.
-Idziemy?-zagadał.
-Będę przeszkadzać.
-Wierzę, że będziesz grzecznie siedzieć na trybunach-zaśmiał się. -Chodź.
Wyszłam z samochodu wraz z Piotrkiem i chciałam ruszyć w stronę Podpromia kiedy poczułam szarpnięcie za dłoń i wylądowałam twarzą w klatce piersiowej siatkarza. Niepewnie podniosłam głowę by spojrzeć mu w oczy. Były piękne, hipnotyzujące. Mogłabym się patrzeć w nie cały czas. Nim się zorientowałam poczułam jego usta na swoich, a wielkie dłonie obejmujące moją twarz. Pocałował mnie delikatnie jakby bał się, że ucieknę. Kiedy nie widział z mojej strony sprzeciwu pogłębił pocałunek.
-Piotrek..-wyszeptałam kiedy oderwaliśmy się od siebie.
-Wiem, nie powinienem ale musiałem. Dzięki temu zrozumiałem, że Cię kocham Karola. Rozumiem, że możesz nie czuć tego samego ale zrobię wszystko, żebyś poczuła do mnie to samo co ja do Ciebie.
-Nie chce Cię stracić Piotr, a boję się, ze tak właśnie będzie- W moich oczach ponownie zebrały się łzy
-Nikt ani nic nas nie rozdzieli jeżeli sami nie będziemy tego chcieli. Nie pozwolę na to.- Zapewnił mnie- A teraz chodź, bo za chwilę może być naprawdę źle, jak nie dotrę na hale- Zaśmiał się. Splótł nasze palce i szybkim krokiem udaliśmy się na hale. Po wejściu do słychać było krzyki trenera, dźwięk odbijanych piłek i pisk butów. Piotr udał się biegiem do szatni, a ja czekałam na niego pod drzwiami. Po 5 minutach gotowy wyszedł z pomieszczenia.
-Wow... szybki jesteś- zaśmiałam się
-Jak trzeba to się szybkim jest- mrugnął okiem.
Weszliśmy do sali, chłopaki w parach odbijali piłki. Lekko się speszyłam, bo nie wiedziałam co robić. Piotrek wskazał mi miejsce gdzie mam usiąść, dał buziaka w policzek i uciekł do chłopaków. Siadłam na trybunach za ławką trenerską i z zaciekawieniem przyglądałam się siatkarzom. Środkowy najpierw podszedł do trenera, tłumaczył się ze swojego spóźnienia. Kowal popatrzył się na mnie niezadowolony.. Auć.. chciałabym się zapaść pod ziemię. Spuściłam głowę, ale kątem oka widziałam, że Piter dalej coś tłumaczy. Po chwili zabrał się do treningu i już trener nie zwracał na mnie uwagi, a ja nie wychylałam się i siedziałam cicho przez cały trening.
Panowie wyciskali z siebie "siódme poty", by jak najlepiej przygotować się do najbliższego meczu. Kilka razy widziałam, że popisywali się przede mną, bo po udanych atakach patrzyli w moją stronę. Najbardziej wygłupiał się Kurek. Miałam ubaw patrząc na nich, ale próbowałam się powstrzymywać, no bo w sumie to poważny trening. Piotrek starał się być skupionym na maxa, ale widziałam, że zerkał co chwilę w moją stronę. Słodkie to było. Nie dostał nawet żadnej kary za spóźnienie.
Po skończonym treningowym meczu, chłopaki się rozciągali i dostali wskazówki od sztabu nad czym muszą jeszcze popracować. Posiedzieli jeszcze chwilę na terraflexie i zaczęli się zbierać. Kurek podniósł swoje zacne cztery litery i podszedł do mnie.
-Jak tam? Co tam?-Wyszczerzył się od razu i usiadł obok.-Co tu robisz? Kowal niechętnie widzi ludzi z zewnątrz. Więc..?
-Może mniej pytań na raz?-zaśmiałam się.-I to był pomysł Piotrka żebym tu przyszła.
-Jasne! Przyznaj się, chciałaś popatrzeć jak świetnie gram-poruszył zabawnie brwiami.
-Nie chwal się już tak-Piotrek poklepał po plecach Bartka.
-Nie mów, że jest inaczej!-oburzył się atakujący.
-Oj Bartuś, Bartuś-uśmiechnęłam się.-Wszyscy wiedzą że jesteś..
-Beznadziejny-Przerwał mi Piotrek i wybuchnął śmiechem.
-Nie lubię was-Bartek wstał z udawanym fochem i odszedł od nas.
-Idziemy?-Zwrócił się do mnie Piotrek.
-Przebierzesz się?-popatrzyłam na jego strój.-Chłodno na zewnątrz.
-Haha jasne. Poczekaj chwilkę jeszcze na mnie-Dał mi znów buziaka i uciekł do szatni.
Czekałam cierpliwie na środkowego kiedy znów obok mnie pojawił się Kurek.
-Jesteście razem?-popatrzył się zaciekawiony na mnie.
-Yyy..-zaskoczył mnie.
-Aaa w sumie nie musisz mówić, widać to. Ale od kiedy?
-Bartek, cholero idź że już ode mnie-lekko go szturchnęłam.
-Ale jesteście..-Zrezygnowany udał się do szatni.
Siedziałam dalej na trybunach. Po kilkunastu minutach przy wejściu na boisko pojawił się Piotrek, podeszłam do niego i wyszliśmy z budynku. Było chłodno, jesień dawała o sobie znać. Piotrek zagarnął mnie ramieniem. Wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy spod hali. Jechaliśmy dość chwilę i kierowaliśmy się na obrzeża Rzeszowa.
-Piotrek..?
-No słucham Cię piękna.-Zawadiacki uśmiech pojwił się na jego twarzy.
-Gdzie mnie wywozisz?-Zrobiłam słodkie oczka i popatrzyłam na niego.
-Aaaaa w takie fajne miejsce.
-A dokładniej?
-Niespodzianka.
-Ehh chłopie..-oparłam się wygodnie o fotel i zapatrzyłam przed siebie.
-Nie bój się.-Złapał mnie za rękę i nie chciał puścić.
Po niecałej godzinie drogi dotarliśmy pod mały domek. Piotrek zaparkował samochód na podjeździe.
-Gdzie my jesteśmy? Kto tu mieszka?
-Moja mała oaza spokoju.
-Twoje? Serio?
-A no. Chodź do środka.
Weszliśmy po kilku stopniach, Piotrek otworzył drzwi i mnie wpuścił do środka. Pooglądałam kilka pomieszczeń i skierowaliśmy się do kuchni.
-Fajne miejsce- wyraziłam swój zachwyt nieco speszona.
-Przyjeżdżam tu, kiedy chcę pobyć sam.
-To co ja tu robię?-zapytałam zaczepnie.
-Ty jesteś inna. Tobie można pokazać coś takiego.-Wyznał.
*****
cieszymy się że ktoś z nami jest :D liczymy że będziecie do końca :) rozkręcamy się z fabułą, będzie się działo dalej..:D
zachęcamy do czytania i komentowania bo to motywuje do dalszego pisania ;)
do następnego :D
niedziela, 16 sierpnia 2015
Rozdział 7
Nerwowo odblokowałam telefon, wystukałam numer do mamy ale się zawahałam. W końcu wcisnęłam zieloną słuchawkę. Jeden sygnał.. drugi.. trzeci.. Serce coraz mocnej mi zaczynało bić.
-Słucham..?- usłyszałam niepewny głos mojej mamy. Zawahałam się z odpowiedzią.- Halooo..?
-Mamo..-odezwałam się w końcu.
-Karolina?! Córcia to ty?
-Tak, bo ja..-Czułam napływające łzy do oczu.
-Matko kochana. Gdzie Ty się podziewasz? Z tatą odchodzimy od zmysłów. Stało się coś?
-Nie, jest okej. Jestem u kolegi. Ja tylko..
-Całe szczęście. Przyjechać po Ciebie?
-Nie, nie..-łzy spływały mi po policzkach. -Przepraszam.
-Oj już nic nie mów, tylko przyjeżdżaj jak najszybciej.
-Dobrze, będę za niedługo.-Rozłączyłam się.
Odłożyłam telefon Piotrka na blat. Pozwoliłam łzom swobodnie spływać po policzkach. Miałam wyrzuty sumienia, że nie dałam znaku życia od wczoraj, ale też bałam się jak rodzice zareagują kiedy wrócę do domu.
-Karolcia..?-w kuchni pojawił się Piotrek. Złapał mnie za podbródek i popatrzył w moje oczy.-Ejj Mała-przytulił mnie. Wybuchnęłam płaczem.
Staliśmy chwilę przytuleni, nie potrafiłam się uspokoić. Piotrek delikatnie gładził mnie po włosach.
-Przepraszam- odsunęłam się od niego wycierając łzy.-Za długo Ci siedzę na głowie. Muszę już iść.
-Zawiozę Cie.
-Nie. Poradzę sobie.
Skierowałam się do wyjścia. Gdy byłam już przy drzwiach, Piotrek złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Byliśmy bardzo blisko. Nie dałam rady spojrzeć mu w oczy. Mój wzrok spoczywał gdzieś na jego klatce piersiowej. Piotrek oparł swoje czoło o moje. Czułam jego oddech na mojej twarzy. Serce zaczynało mi bić coraz mocniej.
-Nie pozwolę Ci iść tam samej.-Wyszeptał
-Nie pozwolę Ci iść tam ze mną-popatrzyłam w końcu w jego tęczówki.
-Chociaż Cię zawiozę. Nie daj się prosić.-Uśmiechnął się słodko.
-A Kacper?
-Pojedzie z nami.
-Nie będziesz go woził przez pół miasta na marne.-Odsunęłam się od niego.
-Mój syn, nie marudź.-Dźgnął mnie.
-Pioootrek.
-Chodź na śniadanie, na głodniaka tam nie pojedziemy.
Złapał mnie za rękę i pociągnął do kuchni. Zrobiliśmy jajecznice, znaczy Piotrek zrobił. Ja się przyglądałam jak z gracja porusza się po kuchni. Pod koniec przygotowań w pomieszczeniu pojawił się zaspany Kacper.
-Tatoo..
-Co smyku?-od razu zainteresował się małym.-Siadaj do stołu, zaraz będzie śniadanie.
Kacper usiadł koło mnie. Patrzył się to na Piotrka, to na mnie.
-Co jest?-zapytałam w końcu.
-Nic. Fajna jesteś-wyszczerzył się.
-Heh. No wiesz, że ty też?
Chyba się lekko speszył, bo schował twarz w dłoniach. Popatrzyłam na Pita- zaśmiał się. Po chwili podał talerze z jajecznicą, nam po kawie, a Kacprowi jego ulubione kakao. Zjedliśmy rozmawiając o głupotach. Siedzieliśmy jeszcze przy stole rozmawiając, ale najwyższy czas było się zbierać. Zebrałam talerze ze stołu i chciałam je umyć.
-Eeeej. Co robisz?-Piotrek się lekko oburzył.
-Zmywam..? Nie będę tylko na twojej łasce tu. Muszę się jakoś odwdzięczyć-uśmiechnęłam się i odkręciłam kran.
-No chyba nie!-Środkowy zerwał się z miejsca, zakręcił mi wodę i złapał za mokre ręce.-Tak nie będzie.
-Ale weź. Nic mi się nie stanie.
-No i co z tego? Nie chcę żebyś u mnie coś robiła. Jesteś tu gościem.
-Piotrek, proszę Cię..
-Nie marudź.-Gracz złapał za ręcznik leżący na blacie i wytarł mi dłonie. Nachylił się do mnie.-Mam od tego zmywarkę. A teraz siadaj z powrotem i dokończ kawę.-Puścił mi oczko.
-Jaki ty jesteś uparty.
-Kacper chodź, przebierzemy się i potem mała przejażdżka.
Młody posłusznie poszedł za swym tatą. Po kilkunastu minutach pojawili się z powrotem.
-Ale się odwaliliście-zaczęłam się śmiać.-Jedziemy?
-Jasne że tak.
Piotrek zabrał jeszcze swoją torbę treningową i byliśmy gotowi do wyjścia. Środkowy usadowił Kacperka w foteliku, my usiedliśmy z przodu i byliśmy gotowi do drogi. Po pewnym czasie dojechaliśmy pod mój blok.
-Poradzisz sobie?
-Nie pierwszy i nie ostatni raz dostanę opierdziel. Dzień jak co dzień.
-Karolcia-złapał mnie za kolano.-Może jednak pójdę z Tobą.
-Nie-złapałam go za tą rękę.-Dziękuję, ale sobie poradzę.-Dałam mu buziaka.-Trzymajcie się panowie-Uśmiechnęłam się do Kacperka przed wyjściem z auta i opuściłam pojazd.
"Raz kozie śmierć" powiedziałam sobie w duchu i ruszyłam do mieszkania. Doszłam do drzwi, które momentalnie się otworzyły.
-Gdzieś ty do cholery była-ojciec od drzwi się na mnie darł.
-Też Cię miło widzieć-minęłam go i weszłam do środka.
-Karolina!-trzasnął drzwiami.-Możesz odpowiedzieć?
-Byłam u znajomego. Nie chciałam was wcześniej informować, żebyście nie przyjechali po mnie. Chociaż raz chciałam w spokoju przespać noc.-Mówiłam ze spokojem.
-Młoda damo.-Wtrąciła się mama.-My tu od zmysłów odchodziliśmy.
-Pierwszy raz się martwiliście-wymamrotałam pod nosem.
-Co proszę?
-Nie, nic. Coś jeszcze?
-Nie życzymy sobie takiego zachowania!-Ojciec był wściekły.- Jeszcze jeden taki wybryk to..
-To co? Gorzej nie będzie. Wieczny szlaban, zamkniecie mnie w pokoju a klucz wyrzucicie?
-Karolina!
-Może jeszcze o chlebie i wodzie będę żyć!-wkurzyłam się.
-Nie przeginaj, bo..
-I tak gorzej być nie może, z chęcią bym się wyprowadziła stąd. Wytrzymać się z Wami nie da.
Nie wierzyłam że ojciec jest do tego zdolny. Dostałam "z liścia" w twarz od niego. Staliśmy wszyscy w szoku. Ojciec chyba w największym.
-Krzysztof..-odezwała się w końcu mama.-Jak mogłeś?-widziałam w jej oczach zbierające się łzy.
-Nienawidzę Was!
Pobiegłam do pokoju, zamknęłam drzwi i rzuciłam się na łóżko. Rozpłakałam się. Słyszałam kłótnię rodziców, ale konkretnych słów nie potrafiłam rozszyfrować. Złapałam za telefon. Widniał tam już sms od Piotrka: "Jak poszło? Pisz od razu, chcę wiedzieć. Kacpra odwiozłem do rodziców moich. Potem mogę być tylko dla Ciebie. Trzymaj się Piękna :* ". Wybuchnęłam jeszcze większym szlochem. Co ja mu miałam napisać? Że ojciec mnie bije..?
-Karolina-do moich drzwi dobijała się mama.-Wpuść mnie. Proszę Cię.
Nie odpowiadałam. Skuliłam się na łóżku. Napisałam smsa do Pita: "Potrzebuję Cię, bardzo..". Wysłałam, nie musiałam długo czekać na odpowiedź. "Będę za 15 minut."
Przebrałam się. Do drzwi nikt się już nie dobijał, więc bez przeszkód mogłam wyjść. Po cichu otwarłam drzwi pokoju. Słyszałam głosy z kuchni. Szybkim krokiem ruszyłam do wyjścia.
-Karolina-odezwał się ojciec. Nie zwróciłam na niego uwagi.-Porozmawiajmy.
Zostawiłam go bez odpowiedzi i opuściłam mieszkanie. Zbiegłam po schodach. Wypatrywałam samochodu środkowego. Po chwili pojawił się. Wyszedł z auta gdy tylko mnie zobaczył. Biegiem ruszyłam w jego kierunku. Rzuciłam się w jego ramiona i wybuchnęłam płaczem.
*****
no i powróciłyśmy :D nie zawsze musi być słodko i kolorowo. trochę tragedii nie zaszkodzi :P
postaramy się w miarę regularnie wrzucać, ale kiedy się pojawi kolejny..? tego dokładnie nie wiemy ;)
liczymy, że ktoś z nami jeszcze został. czytajcie, oceniajcie, komentujcie, bo to motywuję :)
-Słucham..?- usłyszałam niepewny głos mojej mamy. Zawahałam się z odpowiedzią.- Halooo..?
-Mamo..-odezwałam się w końcu.
-Karolina?! Córcia to ty?
-Tak, bo ja..-Czułam napływające łzy do oczu.
-Matko kochana. Gdzie Ty się podziewasz? Z tatą odchodzimy od zmysłów. Stało się coś?
-Nie, jest okej. Jestem u kolegi. Ja tylko..
-Całe szczęście. Przyjechać po Ciebie?
-Nie, nie..-łzy spływały mi po policzkach. -Przepraszam.
-Oj już nic nie mów, tylko przyjeżdżaj jak najszybciej.
-Dobrze, będę za niedługo.-Rozłączyłam się.
Odłożyłam telefon Piotrka na blat. Pozwoliłam łzom swobodnie spływać po policzkach. Miałam wyrzuty sumienia, że nie dałam znaku życia od wczoraj, ale też bałam się jak rodzice zareagują kiedy wrócę do domu.
-Karolcia..?-w kuchni pojawił się Piotrek. Złapał mnie za podbródek i popatrzył w moje oczy.-Ejj Mała-przytulił mnie. Wybuchnęłam płaczem.
Staliśmy chwilę przytuleni, nie potrafiłam się uspokoić. Piotrek delikatnie gładził mnie po włosach.
-Przepraszam- odsunęłam się od niego wycierając łzy.-Za długo Ci siedzę na głowie. Muszę już iść.
-Zawiozę Cie.
-Nie. Poradzę sobie.
Skierowałam się do wyjścia. Gdy byłam już przy drzwiach, Piotrek złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Byliśmy bardzo blisko. Nie dałam rady spojrzeć mu w oczy. Mój wzrok spoczywał gdzieś na jego klatce piersiowej. Piotrek oparł swoje czoło o moje. Czułam jego oddech na mojej twarzy. Serce zaczynało mi bić coraz mocniej.
-Nie pozwolę Ci iść tam samej.-Wyszeptał
-Nie pozwolę Ci iść tam ze mną-popatrzyłam w końcu w jego tęczówki.
-Chociaż Cię zawiozę. Nie daj się prosić.-Uśmiechnął się słodko.
-A Kacper?
-Pojedzie z nami.
-Nie będziesz go woził przez pół miasta na marne.-Odsunęłam się od niego.
-Mój syn, nie marudź.-Dźgnął mnie.
-Pioootrek.
-Chodź na śniadanie, na głodniaka tam nie pojedziemy.
Złapał mnie za rękę i pociągnął do kuchni. Zrobiliśmy jajecznice, znaczy Piotrek zrobił. Ja się przyglądałam jak z gracja porusza się po kuchni. Pod koniec przygotowań w pomieszczeniu pojawił się zaspany Kacper.
-Tatoo..
-Co smyku?-od razu zainteresował się małym.-Siadaj do stołu, zaraz będzie śniadanie.
Kacper usiadł koło mnie. Patrzył się to na Piotrka, to na mnie.
-Co jest?-zapytałam w końcu.
-Nic. Fajna jesteś-wyszczerzył się.
-Heh. No wiesz, że ty też?
Chyba się lekko speszył, bo schował twarz w dłoniach. Popatrzyłam na Pita- zaśmiał się. Po chwili podał talerze z jajecznicą, nam po kawie, a Kacprowi jego ulubione kakao. Zjedliśmy rozmawiając o głupotach. Siedzieliśmy jeszcze przy stole rozmawiając, ale najwyższy czas było się zbierać. Zebrałam talerze ze stołu i chciałam je umyć.
-Eeeej. Co robisz?-Piotrek się lekko oburzył.
-Zmywam..? Nie będę tylko na twojej łasce tu. Muszę się jakoś odwdzięczyć-uśmiechnęłam się i odkręciłam kran.
-No chyba nie!-Środkowy zerwał się z miejsca, zakręcił mi wodę i złapał za mokre ręce.-Tak nie będzie.
-Ale weź. Nic mi się nie stanie.
-No i co z tego? Nie chcę żebyś u mnie coś robiła. Jesteś tu gościem.
-Piotrek, proszę Cię..
-Nie marudź.-Gracz złapał za ręcznik leżący na blacie i wytarł mi dłonie. Nachylił się do mnie.-Mam od tego zmywarkę. A teraz siadaj z powrotem i dokończ kawę.-Puścił mi oczko.
-Jaki ty jesteś uparty.
-Kacper chodź, przebierzemy się i potem mała przejażdżka.
Młody posłusznie poszedł za swym tatą. Po kilkunastu minutach pojawili się z powrotem.
-Ale się odwaliliście-zaczęłam się śmiać.-Jedziemy?
-Jasne że tak.
Piotrek zabrał jeszcze swoją torbę treningową i byliśmy gotowi do wyjścia. Środkowy usadowił Kacperka w foteliku, my usiedliśmy z przodu i byliśmy gotowi do drogi. Po pewnym czasie dojechaliśmy pod mój blok.
-Poradzisz sobie?
-Nie pierwszy i nie ostatni raz dostanę opierdziel. Dzień jak co dzień.
-Karolcia-złapał mnie za kolano.-Może jednak pójdę z Tobą.
-Nie-złapałam go za tą rękę.-Dziękuję, ale sobie poradzę.-Dałam mu buziaka.-Trzymajcie się panowie-Uśmiechnęłam się do Kacperka przed wyjściem z auta i opuściłam pojazd.
"Raz kozie śmierć" powiedziałam sobie w duchu i ruszyłam do mieszkania. Doszłam do drzwi, które momentalnie się otworzyły.
-Gdzieś ty do cholery była-ojciec od drzwi się na mnie darł.
-Też Cię miło widzieć-minęłam go i weszłam do środka.
-Karolina!-trzasnął drzwiami.-Możesz odpowiedzieć?
-Byłam u znajomego. Nie chciałam was wcześniej informować, żebyście nie przyjechali po mnie. Chociaż raz chciałam w spokoju przespać noc.-Mówiłam ze spokojem.
-Młoda damo.-Wtrąciła się mama.-My tu od zmysłów odchodziliśmy.
-Pierwszy raz się martwiliście-wymamrotałam pod nosem.
-Co proszę?
-Nie, nic. Coś jeszcze?
-Nie życzymy sobie takiego zachowania!-Ojciec był wściekły.- Jeszcze jeden taki wybryk to..
-To co? Gorzej nie będzie. Wieczny szlaban, zamkniecie mnie w pokoju a klucz wyrzucicie?
-Karolina!
-Może jeszcze o chlebie i wodzie będę żyć!-wkurzyłam się.
-Nie przeginaj, bo..
-I tak gorzej być nie może, z chęcią bym się wyprowadziła stąd. Wytrzymać się z Wami nie da.
Nie wierzyłam że ojciec jest do tego zdolny. Dostałam "z liścia" w twarz od niego. Staliśmy wszyscy w szoku. Ojciec chyba w największym.
-Krzysztof..-odezwała się w końcu mama.-Jak mogłeś?-widziałam w jej oczach zbierające się łzy.
-Nienawidzę Was!
Pobiegłam do pokoju, zamknęłam drzwi i rzuciłam się na łóżko. Rozpłakałam się. Słyszałam kłótnię rodziców, ale konkretnych słów nie potrafiłam rozszyfrować. Złapałam za telefon. Widniał tam już sms od Piotrka: "Jak poszło? Pisz od razu, chcę wiedzieć. Kacpra odwiozłem do rodziców moich. Potem mogę być tylko dla Ciebie. Trzymaj się Piękna :* ". Wybuchnęłam jeszcze większym szlochem. Co ja mu miałam napisać? Że ojciec mnie bije..?
-Karolina-do moich drzwi dobijała się mama.-Wpuść mnie. Proszę Cię.
Nie odpowiadałam. Skuliłam się na łóżku. Napisałam smsa do Pita: "Potrzebuję Cię, bardzo..". Wysłałam, nie musiałam długo czekać na odpowiedź. "Będę za 15 minut."
Przebrałam się. Do drzwi nikt się już nie dobijał, więc bez przeszkód mogłam wyjść. Po cichu otwarłam drzwi pokoju. Słyszałam głosy z kuchni. Szybkim krokiem ruszyłam do wyjścia.
-Karolina-odezwał się ojciec. Nie zwróciłam na niego uwagi.-Porozmawiajmy.
Zostawiłam go bez odpowiedzi i opuściłam mieszkanie. Zbiegłam po schodach. Wypatrywałam samochodu środkowego. Po chwili pojawił się. Wyszedł z auta gdy tylko mnie zobaczył. Biegiem ruszyłam w jego kierunku. Rzuciłam się w jego ramiona i wybuchnęłam płaczem.
*****
no i powróciłyśmy :D nie zawsze musi być słodko i kolorowo. trochę tragedii nie zaszkodzi :P
postaramy się w miarę regularnie wrzucać, ale kiedy się pojawi kolejny..? tego dokładnie nie wiemy ;)
liczymy, że ktoś z nami jeszcze został. czytajcie, oceniajcie, komentujcie, bo to motywuję :)
piątek, 31 lipca 2015
Informacja!.
Niestety musimy zawiesic bloga conajmniej do polowy sierpnia. :(
Powodow jest duzo ale przedewszystkim nie ma po prostu czasu zeby pisac. :( Przepraszamy bardzo i mamy nadzieje, ze zostaniecie z nami i nam wybaczycie.
czwartek, 9 lipca 2015
Rozdział 6
Ruszyłam za nim, ale stanęłam za ścianą, by mnie nikt nie zobaczył. Chciałam słyszeć kto przyszedł. Środkowy otworzył drzwi.
-Co ty tu robisz?-odezwał się.
-Tato..-usłyszałam dziecięcy głos.
-Tato?-wyszłam zza ściany i popatrzyłam na chłopca i zaskoczonego Piotrka.
-Kacper, co się stało?-Zapytał Pit wpuszczając dzieciaka do mieszkania. Nic z tego nie rozumiałam.
-No bo..mama.. wyszła..wróciła..ja się boję..- Zaczął głośno płakać. Siatkarz mocno przytulił chłopca próbując uspokoić. Wyglądali razem tak bardzo uroczo. Nie chciałam przeszkadzać, więc postanowiłam wyjść. Założyłam kurtkę i już chwytałam klamkę drzwi kiedy poczułam jak przytula się do moich pleców.
-Zostań, proszę.- Wyszeptał.
-Wytłumaczysz mi to..?- Zapytałam po cichu.
-Tak, ale najpierw muszę się zająć synkiem.
-Okey, chodźmy do niego.- Uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę salonu, gdzie na sofie siedział zapłakany przedszkolak.
- Smyku może napijemy się kakao i opowiesz co się stało?-Zaczął delikatnie Piotrek. Chłopczyk pokiwał główką więc ruszyłam do kuchni i przygotowałam dla nas wszystkich po mlecznym napoju. Wracając do pokoju panowie oglądali bajkę w TV. Usiadłam obok nich, a Kacper usiadł na moich kolanach co było dla mnie wielkim zaskoczeniem.
-Powiesz nam co się stało?- Zapytałam po ciuchu przytulając go.
-No bo..mama wyszła wieczorem i zostawiła mnie samego, wróciła po kilku godzinach i..-zaszlochał- było z nią trzech panów..zaczęli pić oranżadę, a ja poszedłem do swojego pokoju. Później Ci panowie bardzo krzyczeli, mama też.-Coraz mocniej się we mnie wtulał.- Bałem się i chwyciłem moją skarbonkę i wybiegłem z domu. Podszedłem do pana w jakiś samochodzie i poprosiłem by mnie do ciebie przywiózł. Chciałem mu dać pieniądze ze świnki, ale nie chciał. Przepraszam tato..
-Synku, kochanie nie masz za co przepraszać.-Nowakowski wziął go z moich kolan i mocno przytulił delikatnie kołysząc.
-Kocham Cię tatusiu, nie chce tam wracać, boję się.-Szlochał.
-Też Cię kocham synku, nie wrócisz, obiecuję.
Po chwili dzieciak zasnął więc siatkarz zaniósł go do swojej sypialni. Wrócił po 5 min. z butelką wina i dwoma kieliszkami.
-Napijesz się ze mną?- Spytał z nadzieja w oczach.- Wiem, ze jesteś niepełnoletnia, ale proszę.
-Jasne, siadaj.-zaśmiałam się i poklepałam miejsce obok siebie.
Nalał trochę czerwonego płynu do obu kieliszków, stuknęliśmy się i siedzieliśmy w ciszy. Nie chciałam na nic naciskać. Jeżeli będzie chciał to sam mi opowie.
-Miałem 19 lat kiedy moja kariera sportowca zaczynała się na poważnie rozwijać.-zaczął po chwili.- Zaczęły się coraz bardziej ciężkie treningi, coraz bardziej na mnie polegano. Czułem na sobie wielką presje ze strony rodziców jak i klubu, wiedziałem, że każde moje potknięcie będzie powodowało rozczarowanie u nich. Po pewnym czasie się przyzwyczaiłem i zacząłem robić swoje. Nie przejmowałem się niczym. W końcu po którymś przegranym meczu nie wytrzymałem i ruszyłem do klubu się zabawić. Piłem dużo, nie hamowałem się. I tak poznałem Kamile. Bawiliśmy się dobrze całą noc, a nad ranem wylądowaliśmy u niej w mieszkaniu. Nie za bardzo pamiętam co się tam stało, no ale z pewnością nie siedzieliśmy grzecznie oglądając telewizję. Gdy się obudziłem i zobaczyłem ją obok, nie mogłem zrozumieć swojej głupoty. Nigdy wcześniej taki nie byłem, nigdy nie traktowałem kobiet jako zaspokojenie na jedną noc.-Schował twarz w dłonie a ja nie wiedząc czemu, tak po prostu się do niego przytuliłam. Po chwili położył się kładąc głowę na moich kolanach. Przeczesywałam jego włosy, a siatkarz kontynuował.-Wstając z łóżka ubrałem się szybko i bez słowa wyszedłem z mieszkania. Z racji tego, ze miałem trening to szybko udałem się do swojego domu, zabrałem rzeczy i ruszyłem na hale. Myślałem, że wszystko będzie okej, a ta kobieta nie będzie mnie pamiętać, w końcu tez była pijana. Niestety.. pewnego dnia wychodząc z hali zobaczyłem ją, stała zapłakana i patrzyła na mnie. Nie wiedziałem co zrobić, ale coś kazało mi do niej podejść. Nie potrafiła nic powiedzieć, więc wziąłem ją do siebie. Uspokoiła się i powiedziała, że dla niej ta noc nie miała żadnego znaczenia i że chciała o niej zapomnieć, zapewne tak samo jak ja. Ale stało się.. byliśmy pijani.. oznajmiła mi, że jest w 3 miesiącu ciąży. Chciała usunąć dziecko, bo nie miała pieniędzy na jego utrzymanie. Nie zgodziłem się. Kategorycznie odmówiłem. Obiecałem, że się nią zaopiekuje, ale nie będziemy razem. I tak przez cały okres ciąży płaciłem za wizyty, lekarstwa, kupiłem najpotrzebniejsze rzeczy i w końcu urodził się Kacper. Dla pewności zrobiłem testy na ojcostwo, ale one tylko potwierdziły, że mam syna. Dla formalności poszliśmy do sądu i ustaliliśmy opiekę oraz alimenty jakie będę płacił. Nie ukrywam małe one nie były-skrzywił się.- Prawda jest taka, że nie chciałem tego dziecka tak samo jak ona ale nie mogłem postąpić inaczej. Nie mógłbym żyć z myślą, że pozwoliłem aby ktoś je zabił. A kiedy tylko się urodziło i wziąłem je na ręce poczułem coś niesamowitego. Z każdą chwilą zakochiwałem się w nim coraz bardziej a dziś nie wyobrażam sobie życia bez niego.
-Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałeś?-Zapytałam z żalem.
-A jakbyś zareagowała, gdybym powiedział Ci "Cześć, mam 5 letniego syna, który jest błędem młodości ale kocham go"??- Spojrzał na mnie z wyrzutem- Zresztą wiedzą tylko nieliczni, że mam dziecko.
-Dlaczego to ukrywasz?-kontynuowałam
-Nie wiem, może dlatego, ze nie chciałem zamieszania w okół siebie? Media by się zaczęły interesować, a ja nie lubię szumu wokół siebie. Jestem dość skrytym człowiekiem i nie dałbym rady..-Westchnął- Wiedzą tylko rodzice, trener, Igła, Kurek no i ty.. czyli najbliższe mi osoby.
-To pierwszy raz kiedy Kamila, no wiesz..
-Kiedy się puszcza w domu, gdzie mieszka mój syn?!-Lekko podniósł głos, a jego oczy się zaszkliły-Nie, nie pierwszy. Już kilka razy tak było, ale za każdym razem kurwa obiecała, że się zmieni a ja głupi w to wierzyłem.
-Piotrek.. nie możesz tego tak zostawić.. on ma tylko 5 lat, wszystko przeżywa podwójnie.
-Wiem Karola, ale żaden sąd nie przyzna mi opieki nad nim.-Posmutniał jeszcze bardziej.- Jestem siatkarzem, żyję na walizkach.
-A jakbyś poprosił rodziców o pomoc? Zawsze trzeba próbować!- Powiedziałam twardo.
-Nie wiem, nie rozmawiałem z nimi o tym. Ale może masz racje..?
-Pit poradzimy sobie, pomogę Ci jak tylko będę mogła.- Przytuliłam się do niego.
-Kto by pomyślał.. taka młoda a taka mądra..-Zaśmiał się delikatnie.- Nadal uważasz, ze moje życie to bajka?-Dźgnął mnie w żebra.
-No może nie do końca, ale najgorzej to ty nie masz.. robisz to co kochasz i Ci za to płacą.. syna już masz i to bardzo fajnego syna.. tylko żony Ci brakuje- Zaśmiałam się.
-Jak na razie jest za młoda..
-Oooo! Czyżbyś kogoś miał i ja o tym nie wiem?!- Spojrzałam na niego z udawanym wyrzutem.
-Kiedyś zrozumiesz co miałem na myśli- Rzucił się na mnie i zaczął gilgotać. Zaczęłam się śmiać, rzucając po łóżku kiedy przypomniałam sobie o Kacperku śpiącym obok.
-Prze..przeestań..Kacpi...-Mówiłam między śmiechem, a on dopiero po chwili przypomniał sobie o śpiącym synku.
-Wracasz na noc do domu?- Spytał kiedy leżeliśmy razem na kanapie.
-Wypadałoby..-skrzywiłam się..- Chyba że chcesz, żebym została?- Spytałam niepewnie.
-Nawet nie wiesz jak bardzo..-Wyszeptał i pocałował mnie w skroń.
-W takim razie zostanę.- Posłałam mu delikatny uśmiech i ku jego zdziwieniu przytuliłam się do jego klatki piersiowej. Siatkarz przykrył nas kocem. Leżeliśmy w ciszy. Ja po chwili słuchania jego bijącego serca odpłynęłam do krainy snów.
Obudziłam się rano, promienie słońca wpadały do pokoju. Obok mnie słodko spał Piotrek. Zaśmiałam się cicho i wyswobodziłam się spod koca, którym byliśmy okryci. Skierowałam się do kuchni i złapałam szklankę z sokiem. Zauważyłam telefon Piotrka. Tak mi się przypomniało, że moi rodzice nic nie wiedzą gdzie jestem. Może powinnam ich poinformować..? Stałam tak chwilę wpatrzona w jakiś punkt w kuchni, nie zauważyłam kiedy wszedł Pit.
-Co jest..?-zapytał od razu.-Czemu już wstałaś?
-Nie mogę spać. A poza tym mam wyrzuty sumienia, że zwiałam z domu i nikt o tym nie wie.
-Zadzwoń do rodziców-podał mi swój telefon.
-Zgłupiałeś do reszty.-zaśmiałam się.
-Lepiej ich poinformować.
-Niby tak.. Ale się boję.
-Mała-zbliżył się do mnie.-Na odległość Ci nic nie zrobią.
-Ale kiedyś pewnie będę musiała wrócić do domu.
-Ee zostaniesz ze mną. Co za problem.
-Piotrek..
-Dzwoń-wcisnął mi w rękę telefon.
Wyszedł z kuchni. Nerwowo odblokowałam telefon, wystukałam numer do mamy ale się zawahałam.
-Co ty tu robisz?-odezwał się.
-Tato..-usłyszałam dziecięcy głos.
-Tato?-wyszłam zza ściany i popatrzyłam na chłopca i zaskoczonego Piotrka.
-Kacper, co się stało?-Zapytał Pit wpuszczając dzieciaka do mieszkania. Nic z tego nie rozumiałam.
-No bo..mama.. wyszła..wróciła..ja się boję..- Zaczął głośno płakać. Siatkarz mocno przytulił chłopca próbując uspokoić. Wyglądali razem tak bardzo uroczo. Nie chciałam przeszkadzać, więc postanowiłam wyjść. Założyłam kurtkę i już chwytałam klamkę drzwi kiedy poczułam jak przytula się do moich pleców.
-Zostań, proszę.- Wyszeptał.
-Wytłumaczysz mi to..?- Zapytałam po cichu.
-Tak, ale najpierw muszę się zająć synkiem.
-Okey, chodźmy do niego.- Uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę salonu, gdzie na sofie siedział zapłakany przedszkolak.
- Smyku może napijemy się kakao i opowiesz co się stało?-Zaczął delikatnie Piotrek. Chłopczyk pokiwał główką więc ruszyłam do kuchni i przygotowałam dla nas wszystkich po mlecznym napoju. Wracając do pokoju panowie oglądali bajkę w TV. Usiadłam obok nich, a Kacper usiadł na moich kolanach co było dla mnie wielkim zaskoczeniem.
-Powiesz nam co się stało?- Zapytałam po ciuchu przytulając go.
-No bo..mama wyszła wieczorem i zostawiła mnie samego, wróciła po kilku godzinach i..-zaszlochał- było z nią trzech panów..zaczęli pić oranżadę, a ja poszedłem do swojego pokoju. Później Ci panowie bardzo krzyczeli, mama też.-Coraz mocniej się we mnie wtulał.- Bałem się i chwyciłem moją skarbonkę i wybiegłem z domu. Podszedłem do pana w jakiś samochodzie i poprosiłem by mnie do ciebie przywiózł. Chciałem mu dać pieniądze ze świnki, ale nie chciał. Przepraszam tato..
-Synku, kochanie nie masz za co przepraszać.-Nowakowski wziął go z moich kolan i mocno przytulił delikatnie kołysząc.
-Kocham Cię tatusiu, nie chce tam wracać, boję się.-Szlochał.
-Też Cię kocham synku, nie wrócisz, obiecuję.
Po chwili dzieciak zasnął więc siatkarz zaniósł go do swojej sypialni. Wrócił po 5 min. z butelką wina i dwoma kieliszkami.
-Napijesz się ze mną?- Spytał z nadzieja w oczach.- Wiem, ze jesteś niepełnoletnia, ale proszę.
-Jasne, siadaj.-zaśmiałam się i poklepałam miejsce obok siebie.
Nalał trochę czerwonego płynu do obu kieliszków, stuknęliśmy się i siedzieliśmy w ciszy. Nie chciałam na nic naciskać. Jeżeli będzie chciał to sam mi opowie.
-Miałem 19 lat kiedy moja kariera sportowca zaczynała się na poważnie rozwijać.-zaczął po chwili.- Zaczęły się coraz bardziej ciężkie treningi, coraz bardziej na mnie polegano. Czułem na sobie wielką presje ze strony rodziców jak i klubu, wiedziałem, że każde moje potknięcie będzie powodowało rozczarowanie u nich. Po pewnym czasie się przyzwyczaiłem i zacząłem robić swoje. Nie przejmowałem się niczym. W końcu po którymś przegranym meczu nie wytrzymałem i ruszyłem do klubu się zabawić. Piłem dużo, nie hamowałem się. I tak poznałem Kamile. Bawiliśmy się dobrze całą noc, a nad ranem wylądowaliśmy u niej w mieszkaniu. Nie za bardzo pamiętam co się tam stało, no ale z pewnością nie siedzieliśmy grzecznie oglądając telewizję. Gdy się obudziłem i zobaczyłem ją obok, nie mogłem zrozumieć swojej głupoty. Nigdy wcześniej taki nie byłem, nigdy nie traktowałem kobiet jako zaspokojenie na jedną noc.-Schował twarz w dłonie a ja nie wiedząc czemu, tak po prostu się do niego przytuliłam. Po chwili położył się kładąc głowę na moich kolanach. Przeczesywałam jego włosy, a siatkarz kontynuował.-Wstając z łóżka ubrałem się szybko i bez słowa wyszedłem z mieszkania. Z racji tego, ze miałem trening to szybko udałem się do swojego domu, zabrałem rzeczy i ruszyłem na hale. Myślałem, że wszystko będzie okej, a ta kobieta nie będzie mnie pamiętać, w końcu tez była pijana. Niestety.. pewnego dnia wychodząc z hali zobaczyłem ją, stała zapłakana i patrzyła na mnie. Nie wiedziałem co zrobić, ale coś kazało mi do niej podejść. Nie potrafiła nic powiedzieć, więc wziąłem ją do siebie. Uspokoiła się i powiedziała, że dla niej ta noc nie miała żadnego znaczenia i że chciała o niej zapomnieć, zapewne tak samo jak ja. Ale stało się.. byliśmy pijani.. oznajmiła mi, że jest w 3 miesiącu ciąży. Chciała usunąć dziecko, bo nie miała pieniędzy na jego utrzymanie. Nie zgodziłem się. Kategorycznie odmówiłem. Obiecałem, że się nią zaopiekuje, ale nie będziemy razem. I tak przez cały okres ciąży płaciłem za wizyty, lekarstwa, kupiłem najpotrzebniejsze rzeczy i w końcu urodził się Kacper. Dla pewności zrobiłem testy na ojcostwo, ale one tylko potwierdziły, że mam syna. Dla formalności poszliśmy do sądu i ustaliliśmy opiekę oraz alimenty jakie będę płacił. Nie ukrywam małe one nie były-skrzywił się.- Prawda jest taka, że nie chciałem tego dziecka tak samo jak ona ale nie mogłem postąpić inaczej. Nie mógłbym żyć z myślą, że pozwoliłem aby ktoś je zabił. A kiedy tylko się urodziło i wziąłem je na ręce poczułem coś niesamowitego. Z każdą chwilą zakochiwałem się w nim coraz bardziej a dziś nie wyobrażam sobie życia bez niego.
-Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałeś?-Zapytałam z żalem.
-A jakbyś zareagowała, gdybym powiedział Ci "Cześć, mam 5 letniego syna, który jest błędem młodości ale kocham go"??- Spojrzał na mnie z wyrzutem- Zresztą wiedzą tylko nieliczni, że mam dziecko.
-Dlaczego to ukrywasz?-kontynuowałam
-Nie wiem, może dlatego, ze nie chciałem zamieszania w okół siebie? Media by się zaczęły interesować, a ja nie lubię szumu wokół siebie. Jestem dość skrytym człowiekiem i nie dałbym rady..-Westchnął- Wiedzą tylko rodzice, trener, Igła, Kurek no i ty.. czyli najbliższe mi osoby.
-To pierwszy raz kiedy Kamila, no wiesz..
-Kiedy się puszcza w domu, gdzie mieszka mój syn?!-Lekko podniósł głos, a jego oczy się zaszkliły-Nie, nie pierwszy. Już kilka razy tak było, ale za każdym razem kurwa obiecała, że się zmieni a ja głupi w to wierzyłem.
-Piotrek.. nie możesz tego tak zostawić.. on ma tylko 5 lat, wszystko przeżywa podwójnie.
-Wiem Karola, ale żaden sąd nie przyzna mi opieki nad nim.-Posmutniał jeszcze bardziej.- Jestem siatkarzem, żyję na walizkach.
-A jakbyś poprosił rodziców o pomoc? Zawsze trzeba próbować!- Powiedziałam twardo.
-Nie wiem, nie rozmawiałem z nimi o tym. Ale może masz racje..?
-Pit poradzimy sobie, pomogę Ci jak tylko będę mogła.- Przytuliłam się do niego.
-Kto by pomyślał.. taka młoda a taka mądra..-Zaśmiał się delikatnie.- Nadal uważasz, ze moje życie to bajka?-Dźgnął mnie w żebra.
-No może nie do końca, ale najgorzej to ty nie masz.. robisz to co kochasz i Ci za to płacą.. syna już masz i to bardzo fajnego syna.. tylko żony Ci brakuje- Zaśmiałam się.
-Jak na razie jest za młoda..
-Oooo! Czyżbyś kogoś miał i ja o tym nie wiem?!- Spojrzałam na niego z udawanym wyrzutem.
-Kiedyś zrozumiesz co miałem na myśli- Rzucił się na mnie i zaczął gilgotać. Zaczęłam się śmiać, rzucając po łóżku kiedy przypomniałam sobie o Kacperku śpiącym obok.
-Prze..przeestań..Kacpi...-Mówiłam między śmiechem, a on dopiero po chwili przypomniał sobie o śpiącym synku.
-Wracasz na noc do domu?- Spytał kiedy leżeliśmy razem na kanapie.
-Wypadałoby..-skrzywiłam się..- Chyba że chcesz, żebym została?- Spytałam niepewnie.
-Nawet nie wiesz jak bardzo..-Wyszeptał i pocałował mnie w skroń.
-W takim razie zostanę.- Posłałam mu delikatny uśmiech i ku jego zdziwieniu przytuliłam się do jego klatki piersiowej. Siatkarz przykrył nas kocem. Leżeliśmy w ciszy. Ja po chwili słuchania jego bijącego serca odpłynęłam do krainy snów.
Obudziłam się rano, promienie słońca wpadały do pokoju. Obok mnie słodko spał Piotrek. Zaśmiałam się cicho i wyswobodziłam się spod koca, którym byliśmy okryci. Skierowałam się do kuchni i złapałam szklankę z sokiem. Zauważyłam telefon Piotrka. Tak mi się przypomniało, że moi rodzice nic nie wiedzą gdzie jestem. Może powinnam ich poinformować..? Stałam tak chwilę wpatrzona w jakiś punkt w kuchni, nie zauważyłam kiedy wszedł Pit.
-Co jest..?-zapytał od razu.-Czemu już wstałaś?
-Nie mogę spać. A poza tym mam wyrzuty sumienia, że zwiałam z domu i nikt o tym nie wie.
-Zadzwoń do rodziców-podał mi swój telefon.
-Zgłupiałeś do reszty.-zaśmiałam się.
-Lepiej ich poinformować.
-Niby tak.. Ale się boję.
-Mała-zbliżył się do mnie.-Na odległość Ci nic nie zrobią.
-Ale kiedyś pewnie będę musiała wrócić do domu.
-Ee zostaniesz ze mną. Co za problem.
-Piotrek..
-Dzwoń-wcisnął mi w rękę telefon.
Wyszedł z kuchni. Nerwowo odblokowałam telefon, wystukałam numer do mamy ale się zawahałam.
środa, 17 czerwca 2015
Rozdział 5
Weszłam do mieszkania, w którym było wyjątkowo cicho. Ani tv, ani radio nie szło. Rodzice siedzieli w ciszy. Chciałam spokojnie przemknąć do swojego pokoju. Nie było mi to dane. Gdy byłam już kilka metrów przed moją oazą, usłyszałam głos mamy z kuchni.
-Możesz tu podejść?
-A mam jakieś wyjście..?-powiedziałam do siebie.-Słucham Cię?-odezwałam się już do niej.
-Gdzieś ty była?
-No przecież u Kamili.
-Tyle czasu?
-Nigdzie indziej przecież mi nie pozwalacie wychodzić-westchnęłam.
-Masz się uczyć. Na wymarzone studia nie dostaniesz się od tak.
-Mam 17 lat! Daj mi żyć!
-Nie tym tonem!-zdenerwowała się.
-Mogę już iść do siebie?-powiedziałam ze łzami w oczach.
-A właśnie! Komputer miałaś mi oddać..-wypaliła w pewnym momencie.
-Jasne, może mi jeszcze zabierz telefon, zamknij w pokoju i przywiąż do łóżka-wybuchnęłam.
-Uważaj na słowa młoda panno.
-Ale taka jest prawda. Nigdzie nie mogę wyjść. Moje koleżanki mają..
-A co mnie one obchodzą. Jesteś jeszcze młoda i będziesz siedzieć w domu i się uczyć.
-Oczywiście!-krzyknęłam i zniknęłam w swoim pokoju.
Oparłam się o drzwi i osunęłam się na ziemię. Łzy same leciały z moich oczu. Nie mogłam tak dłużej.. Gwałtownie podniosłam się z ziemi, rzuciłam na łóżko telefon. Wzięłam do ręki opinacze oraz koszulkę sportową i przebrałam się w to. Założyłam ulubione buty sportowe, złapałam do ręki odtwarzacz mp3 i wybiegłam z pokoju. Minęłam kuchnię w której rozmawiali rodzice i złapałam za klamkę. Usłyszałam tylko za sobą głos ojca: "Gdzie ty idziesz..?". Zatrzasnęłam drzwi i wybiegłam z bloku.
Biegłam przed siebie, bez celu. W słuchawkach słyszałam swoje ulubione kawałki. Łzy spływały mi cały czas po policzkach. Nie mogłam się uspokoić. Biegłam przez 15, 20, 40 minut. Cały czas się trzęsłam. Nie wiem nawet w której części Rzeszowa byłam.
Perspektywa Pita.
Karolina nie wyglądała na ucieszoną wychodząc z mojego auta. Ze spuszczoną głową ruszyła do swojego mieszkania. Szkoda mi jej strasznie. Gdy zniknęła mi z oczu ruszyłem do siebie. Miałem jeszcze chwilę przed treningiem.
W mieszkaniu zjadłem lekki obiad i szykowałem się na zajęcia. Spakowałem torbę i po kilkudziesięciu minutach znów ruszyłem na drogi Rzeszowa. W niedługim czasie zaparkowałem pod halą. Kilku chłopaków przyjechało praktycznie równocześnie jak ja. Przywitaliśmy się i szliśmy w stronę drzwi wejściowych rozmawiając ze sobą.
-Piter!-krzyknął w pewnym momencie Wojtaszek.-To nie jest twoja Karolina?
-Gdzie?-obróciłem się momentalnie i zobaczyłem ją jak biegła.
Ją, wspaniałą dziewczynę. Tylko.. Czy ona płakała? Zamurowało mnie.
-Stary! Zrób coś-szturchnął mnie Kuraś.
Zorientowałem się, że tak długo nie mogę stać.
-Karolina..!-krzyknąłem za nią. Nie zareagowała.-Karolinaa!-drugi raz też nic.
-Leć za nią-popchnął mnie Damian.
Rzuciłem swoją torbę na ziemię i popędziłem za dziewczyną. Gdy ją dogoniłem, złapałem ją za rękę. Wystraszona odwróciła się. Widziałem jej zapuchnięte, czerwone oczy. Widać było, że długo płacze. Wyciągnęła słuchawki z uszu i zaszlochała.
-Co się stało?-odezwałem się.
-Piotrek..-wybuchnęła płaczem i się we mnie wtuliła.
Staliśmy tak chwilę, dziewczyna płakała cały czas i się trzęsła. Przytuliłem ją mocniej. Po chwili uwolniła się z mojego uścisku.
-Przepraszam-szepnęła i się odwróciła ode mnie. Widziałem, że ociera łzy.
-Karolcia.. Co się stało?-złapałem ją za ramię.
-Nic, tak po prostu..
-Weź przestań. Widzę, że coś się stało-stanąłem przed nią.
-Nic, nie przejmuj się-sztucznie się uśmiechnęła.
-Rodzice coś..?-kiwnęła tylko głową.-Karolcia..-Przytuliłem ją znowu.
-Przepraszam Cię..
-Ty nie masz mnie za co.-Popatrzyłem jej w oczy.
-Idź na trening, ja wrócę..-urwała.
-Nie. Chodź.-Złapałem ją za rękę i pociągnąłem za sobą.
Ruszyliśmy w stronę hali. Chłopaki stali tam i się przyglądali. Karolina lekko skryła się za mną, nie chciała żeby któryś z siatkarzy ją widział. Wojtaszek podszedł do nas.
-Trzymaj-podał mi moją torbę.-Zabierz ją stąd. Trenerowi powiemy, że się źle czujesz czy coś.
-Dzięki-uśmiechnąłem się tylko.
Zabrałem Karolinę ze sobą i poszliśmy w stronę mojego auta.
-Gdzie idziemy..?-niepewnie zapytała.
-Do mnie, zabieram Cię do siebie.
-Ale..
-Nie ma żadnego "ale". Wsiadaj-otworzyłem jej drzwi do auta.
Wrzuciłem torbę na tylne siedzenie i usiadłem za kierownicą. Odpaliłem silnik i ruszyliśmy do mnie. Przez całą drogę nie zamieniliśmy ani słowa.Zatrzymałem auto pod moim blokiem i wysiedliśmy. Karolina troch niepewnie, ale szła razem ze mną. Weszliśmy na górę, potem do mieszkania.
-Napijesz się czego?-odezwałem się od razu.
-Wody-odpowiedziała.
Ruszyliśmy do kuchni. Wyciągnąłem z szafki dwie szklanki, Karolina stała oparta o blat. Popatrzyłem na nią, była strasznie smutna.
-Karola..-zagadałem i stanąłem przed nią.-Powiedz mi co się stało.
-Nic, przecież mówiłam.
-Proszę Cię.
Łzy spływały jej po policzkach, nie mogłem patrzeć jak cierpi. Przytuliłem ją.
-Spokojnie, wiem co czujesz.
-Nic nie wiesz!-Wybuchnęła.-Nie rozumiesz jak to jest mieć takich rodziców-zaczęła mnie bić pięściami, łzy coraz bardziej płynęły jej po twarzy.
-Ale..
-Twoje życie było zawsze idealne. Gwiazda siatkówki, przyjaciele wokół siebie-coraz mocniej mnie uderzała.-Masz całkiem inne życie. Nikt Cię nigdy nie ograniczał. Siatkówka towarzyszyła Ci zawsze. Ja muszę ukrywać swoją pasję przed rodziną, oni mnie w ogóle nie rozumieją. Ty zawsze miałeś wsparcie w rodzinie..
-Nic o mnie nie wiesz. Nie miałem kolorowo w swoim życiu-odsunąłem się od niej i podszedłem do okna.
-O czym ty mówisz?
-Kibice widzą nas jako idealnych sportowców. Ale my też mamy gorsze dni, nie każdy ma idealną przeszłość, popełniamy błędy. Też jesteśmy ludźmi-popatrzyłem na nią, była lekko zaskoczona.
-To znaczy..? Coś nie tak?
-Nie ważne-ruszyłem do salonu.
Perspektywa Karoliny.
Nie miałam pojęcia o co mu chodziło. Czyżby..?
-Piotrek..?-ruszyłam za nim.
Chłopak usiadł na sofie. Przysiadłam się do niego, był lekko nieobecny. Po chwili popatrzył się na mnie.
-Teraz mi powiesz co się stało?-odezwał się.
-Rodzice mnie ograniczają na każdym kroku. Nic mi nie wolno, ale.. o czym ty mówiłeś? Coś nie tak?
-Heh.. Twoje życie przypomina mi trochę swoją przeszłość. Bo wiesz, teraz wygląda, że siatkówka była mi pisana. Może i tak-uśmiechnął się delikatnie.-Ale nie zawsze tak uważałem.
-Co masz na myśli?-zachęcałam go do zwierzeń.
-Rodzice od zawsze widzieli we mnie sportowca. Jak nie piłka noża, to siatkówka, innym razem koszykówka.
-Wyszło Ci to na dobre-uśmiechnęłam się.
-Pewnie i tak. Ale nie zawsze tak sądziłem. Buntowałem się przeciwko treningom. Rodzice zmuszali mnie do zajęć, nie chciałem tego. Próbowałem uciekać z domu, z treningów, ale rzadko się to udawało bo zawsze mnie znajdywali. Codziennie zawozili na treningi. Chcieli żebym szlifował swoją formę, a jak widzieli że treningi nie przynoszą efektów, kazali trenować bardziej. Ojciec robił mi swoje treningi, po których byłem zawsze wykończony. Nie miałem czasu, a czasem i ochoty na spotkania ze znajomymi, imprezy. Nie miałem swojego życia.
-Tak jak ja..-westchnęłam.
-Ale wyszło mi to na dobre. Mimo wszystko kocham siatkówkę i nie wyobrażam sobie życia bez niej. Cieszę się, że tak potoczyło się moje życie.
-Czyli co? Mam się pogodzić z tym co mnie teraz spotyka?
-Trochę nie masz wyjścia-zaśmiał się.
-Ale ja mam już tego dość.
-Piękna-puścił mi oczko-pomogę Ci zawsze.
-Piter-przytuliłam się do niego.-Dziękuję Ci.
-Może coś zjemy?-szepnął mi do ucha.-Pizza po raz kolejny dziś?
-Ee zróbmy coś pożywniejszego.
-To chodź-wstał, złapał mnie za rękę i ruszyliśmy do kuchni.
Uznaliśmy, że spaghetti będzie najlepsze. Zabraliśmy się do roboty już w lepszych humorach. Wygłupialiśmy się przy tym i gadaliśmy o głupotach. W pewnym momencie ktoś zapukał do drzwi. Popatrzyliśmy się po sobie. Przecież nikt nie mógł wiedzieć gdzie ja jestem. Piotrek wzruszył ramionami i poszedł do drzwi. Ruszyłam za nim, ale stanęłam za ścianą, by mnie nikt nie zobaczył. Chciałam słyszeć kto przyszedł. Środkowy otworzył drzwi.
-Co ty tu robisz?-odezwał się.
-Tato..-usłyszałam dziecięcy głos.
-Tato?-wyszłam zza ściany i popatrzyłam na chłopca i zaskoczonego Piotrka.
*******
i jak? podoba się? wiemy, że miałyśmy ostatnio mały przestój ale teraz już jesteśmy! liczymy że pod tym rozdziałem będzie więcej komentarzy niż ostatnio, bo Komentujesz = Motywujesz :)
-Możesz tu podejść?
-A mam jakieś wyjście..?-powiedziałam do siebie.-Słucham Cię?-odezwałam się już do niej.
-Gdzieś ty była?
-No przecież u Kamili.
-Tyle czasu?
-Nigdzie indziej przecież mi nie pozwalacie wychodzić-westchnęłam.
-Masz się uczyć. Na wymarzone studia nie dostaniesz się od tak.
-Mam 17 lat! Daj mi żyć!
-Nie tym tonem!-zdenerwowała się.
-Mogę już iść do siebie?-powiedziałam ze łzami w oczach.
-A właśnie! Komputer miałaś mi oddać..-wypaliła w pewnym momencie.
-Jasne, może mi jeszcze zabierz telefon, zamknij w pokoju i przywiąż do łóżka-wybuchnęłam.
-Uważaj na słowa młoda panno.
-Ale taka jest prawda. Nigdzie nie mogę wyjść. Moje koleżanki mają..
-A co mnie one obchodzą. Jesteś jeszcze młoda i będziesz siedzieć w domu i się uczyć.
-Oczywiście!-krzyknęłam i zniknęłam w swoim pokoju.
Oparłam się o drzwi i osunęłam się na ziemię. Łzy same leciały z moich oczu. Nie mogłam tak dłużej.. Gwałtownie podniosłam się z ziemi, rzuciłam na łóżko telefon. Wzięłam do ręki opinacze oraz koszulkę sportową i przebrałam się w to. Założyłam ulubione buty sportowe, złapałam do ręki odtwarzacz mp3 i wybiegłam z pokoju. Minęłam kuchnię w której rozmawiali rodzice i złapałam za klamkę. Usłyszałam tylko za sobą głos ojca: "Gdzie ty idziesz..?". Zatrzasnęłam drzwi i wybiegłam z bloku.
Biegłam przed siebie, bez celu. W słuchawkach słyszałam swoje ulubione kawałki. Łzy spływały mi cały czas po policzkach. Nie mogłam się uspokoić. Biegłam przez 15, 20, 40 minut. Cały czas się trzęsłam. Nie wiem nawet w której części Rzeszowa byłam.
Perspektywa Pita.
Karolina nie wyglądała na ucieszoną wychodząc z mojego auta. Ze spuszczoną głową ruszyła do swojego mieszkania. Szkoda mi jej strasznie. Gdy zniknęła mi z oczu ruszyłem do siebie. Miałem jeszcze chwilę przed treningiem.
W mieszkaniu zjadłem lekki obiad i szykowałem się na zajęcia. Spakowałem torbę i po kilkudziesięciu minutach znów ruszyłem na drogi Rzeszowa. W niedługim czasie zaparkowałem pod halą. Kilku chłopaków przyjechało praktycznie równocześnie jak ja. Przywitaliśmy się i szliśmy w stronę drzwi wejściowych rozmawiając ze sobą.
-Piter!-krzyknął w pewnym momencie Wojtaszek.-To nie jest twoja Karolina?
-Gdzie?-obróciłem się momentalnie i zobaczyłem ją jak biegła.
Ją, wspaniałą dziewczynę. Tylko.. Czy ona płakała? Zamurowało mnie.
-Stary! Zrób coś-szturchnął mnie Kuraś.
Zorientowałem się, że tak długo nie mogę stać.
-Karolina..!-krzyknąłem za nią. Nie zareagowała.-Karolinaa!-drugi raz też nic.
-Leć za nią-popchnął mnie Damian.
Rzuciłem swoją torbę na ziemię i popędziłem za dziewczyną. Gdy ją dogoniłem, złapałem ją za rękę. Wystraszona odwróciła się. Widziałem jej zapuchnięte, czerwone oczy. Widać było, że długo płacze. Wyciągnęła słuchawki z uszu i zaszlochała.
-Co się stało?-odezwałem się.
-Piotrek..-wybuchnęła płaczem i się we mnie wtuliła.
Staliśmy tak chwilę, dziewczyna płakała cały czas i się trzęsła. Przytuliłem ją mocniej. Po chwili uwolniła się z mojego uścisku.
-Przepraszam-szepnęła i się odwróciła ode mnie. Widziałem, że ociera łzy.
-Karolcia.. Co się stało?-złapałem ją za ramię.
-Nic, tak po prostu..
-Weź przestań. Widzę, że coś się stało-stanąłem przed nią.
-Nic, nie przejmuj się-sztucznie się uśmiechnęła.
-Rodzice coś..?-kiwnęła tylko głową.-Karolcia..-Przytuliłem ją znowu.
-Przepraszam Cię..
-Ty nie masz mnie za co.-Popatrzyłem jej w oczy.
-Idź na trening, ja wrócę..-urwała.
-Nie. Chodź.-Złapałem ją za rękę i pociągnąłem za sobą.
Ruszyliśmy w stronę hali. Chłopaki stali tam i się przyglądali. Karolina lekko skryła się za mną, nie chciała żeby któryś z siatkarzy ją widział. Wojtaszek podszedł do nas.
-Trzymaj-podał mi moją torbę.-Zabierz ją stąd. Trenerowi powiemy, że się źle czujesz czy coś.
-Dzięki-uśmiechnąłem się tylko.
Zabrałem Karolinę ze sobą i poszliśmy w stronę mojego auta.
-Gdzie idziemy..?-niepewnie zapytała.
-Do mnie, zabieram Cię do siebie.
-Ale..
-Nie ma żadnego "ale". Wsiadaj-otworzyłem jej drzwi do auta.
Wrzuciłem torbę na tylne siedzenie i usiadłem za kierownicą. Odpaliłem silnik i ruszyliśmy do mnie. Przez całą drogę nie zamieniliśmy ani słowa.Zatrzymałem auto pod moim blokiem i wysiedliśmy. Karolina troch niepewnie, ale szła razem ze mną. Weszliśmy na górę, potem do mieszkania.
-Napijesz się czego?-odezwałem się od razu.
-Wody-odpowiedziała.
Ruszyliśmy do kuchni. Wyciągnąłem z szafki dwie szklanki, Karolina stała oparta o blat. Popatrzyłem na nią, była strasznie smutna.
-Karola..-zagadałem i stanąłem przed nią.-Powiedz mi co się stało.
-Nic, przecież mówiłam.
-Proszę Cię.
Łzy spływały jej po policzkach, nie mogłem patrzeć jak cierpi. Przytuliłem ją.
-Spokojnie, wiem co czujesz.
-Nic nie wiesz!-Wybuchnęła.-Nie rozumiesz jak to jest mieć takich rodziców-zaczęła mnie bić pięściami, łzy coraz bardziej płynęły jej po twarzy.
-Ale..
-Twoje życie było zawsze idealne. Gwiazda siatkówki, przyjaciele wokół siebie-coraz mocniej mnie uderzała.-Masz całkiem inne życie. Nikt Cię nigdy nie ograniczał. Siatkówka towarzyszyła Ci zawsze. Ja muszę ukrywać swoją pasję przed rodziną, oni mnie w ogóle nie rozumieją. Ty zawsze miałeś wsparcie w rodzinie..
-Nic o mnie nie wiesz. Nie miałem kolorowo w swoim życiu-odsunąłem się od niej i podszedłem do okna.
-O czym ty mówisz?
-Kibice widzą nas jako idealnych sportowców. Ale my też mamy gorsze dni, nie każdy ma idealną przeszłość, popełniamy błędy. Też jesteśmy ludźmi-popatrzyłem na nią, była lekko zaskoczona.
-To znaczy..? Coś nie tak?
-Nie ważne-ruszyłem do salonu.
Perspektywa Karoliny.
Nie miałam pojęcia o co mu chodziło. Czyżby..?
-Piotrek..?-ruszyłam za nim.
Chłopak usiadł na sofie. Przysiadłam się do niego, był lekko nieobecny. Po chwili popatrzył się na mnie.
-Teraz mi powiesz co się stało?-odezwał się.
-Rodzice mnie ograniczają na każdym kroku. Nic mi nie wolno, ale.. o czym ty mówiłeś? Coś nie tak?
-Heh.. Twoje życie przypomina mi trochę swoją przeszłość. Bo wiesz, teraz wygląda, że siatkówka była mi pisana. Może i tak-uśmiechnął się delikatnie.-Ale nie zawsze tak uważałem.
-Co masz na myśli?-zachęcałam go do zwierzeń.
-Rodzice od zawsze widzieli we mnie sportowca. Jak nie piłka noża, to siatkówka, innym razem koszykówka.
-Wyszło Ci to na dobre-uśmiechnęłam się.
-Pewnie i tak. Ale nie zawsze tak sądziłem. Buntowałem się przeciwko treningom. Rodzice zmuszali mnie do zajęć, nie chciałem tego. Próbowałem uciekać z domu, z treningów, ale rzadko się to udawało bo zawsze mnie znajdywali. Codziennie zawozili na treningi. Chcieli żebym szlifował swoją formę, a jak widzieli że treningi nie przynoszą efektów, kazali trenować bardziej. Ojciec robił mi swoje treningi, po których byłem zawsze wykończony. Nie miałem czasu, a czasem i ochoty na spotkania ze znajomymi, imprezy. Nie miałem swojego życia.
-Tak jak ja..-westchnęłam.
-Ale wyszło mi to na dobre. Mimo wszystko kocham siatkówkę i nie wyobrażam sobie życia bez niej. Cieszę się, że tak potoczyło się moje życie.
-Czyli co? Mam się pogodzić z tym co mnie teraz spotyka?
-Trochę nie masz wyjścia-zaśmiał się.
-Ale ja mam już tego dość.
-Piękna-puścił mi oczko-pomogę Ci zawsze.
-Piter-przytuliłam się do niego.-Dziękuję Ci.
-Może coś zjemy?-szepnął mi do ucha.-Pizza po raz kolejny dziś?
-Ee zróbmy coś pożywniejszego.
-To chodź-wstał, złapał mnie za rękę i ruszyliśmy do kuchni.
Uznaliśmy, że spaghetti będzie najlepsze. Zabraliśmy się do roboty już w lepszych humorach. Wygłupialiśmy się przy tym i gadaliśmy o głupotach. W pewnym momencie ktoś zapukał do drzwi. Popatrzyliśmy się po sobie. Przecież nikt nie mógł wiedzieć gdzie ja jestem. Piotrek wzruszył ramionami i poszedł do drzwi. Ruszyłam za nim, ale stanęłam za ścianą, by mnie nikt nie zobaczył. Chciałam słyszeć kto przyszedł. Środkowy otworzył drzwi.
-Co ty tu robisz?-odezwał się.
-Tato..-usłyszałam dziecięcy głos.
-Tato?-wyszłam zza ściany i popatrzyłam na chłopca i zaskoczonego Piotrka.
*******
i jak? podoba się? wiemy, że miałyśmy ostatnio mały przestój ale teraz już jesteśmy! liczymy że pod tym rozdziałem będzie więcej komentarzy niż ostatnio, bo Komentujesz = Motywujesz :)
czwartek, 11 czerwca 2015
Rozdział 4
Jechaliśmy przez jakieś 20 minut cały czas rozmawiając. Dojechaliśmy praktycznie do centrum miasta. Piter zatrzymał się, momentalnie wyskoczył z auta i pojawił się przy moich drzwiach, otwierając je. Wybuchnęłam śmiechem.
-Pani pozwoli-uśmiechnął się i podał mi rękę.
-Ależ oczywiście.
Ruszyliśmy przed siebie idąc ramię w ramię. Piotrek szedł w określonym kierunku, ja dotrzymywałam mu kroku. Weszliśmy do parku. Lekko się zdziwiłam. Środkowy chyba to zauważył.
-Co jest?-odezwał się.
-Ymm no w sumie to nic.
-Ale..?
-No nic.-Uśmiechnęłam się.-Mówiłeś o kawie, a..
-Spokojnie. Wszystko w swoim czasie.-Wyszczerzył się.
Po chwili spokojnego spacerku zauważyłam w oddali grupkę siatkarzy. Spojrzałam pytająco na Pita, ale on tylko wzruszył ramionami i się uśmiechnął.
-Oo czy to jest ta słynna dziewczyna o której cały czas gada nasz Piter?-zaśmiał się Krzysiek- Igła, najprzystojniejszy, najseksowniejszy i najmądrzejszy wśród tych plebsów.-Przeczesał dłonią swoje bujne włosy a wszyscy tutaj zebrani wybuchnęli niepohamowanym śmiechem.- a to Woj..
-Igła sami potrafimy się przedstawić-przerwał mu drugi z Libero- Damian jestem. Milo mi.- uścisnęliśmy sobie dłonie, ale ten niespodziewanie uniósł ją i jak prawdziwy dżentelmen ucałował. Na mojej twarzy pojawił się lekki rumieniec.
-Kurek jestem-przedstawił się następny-I nie słuchaj tego tam małego, bo strasznie kłamie-Wskazał na Krzyska.
-Ej! Ja nie jestem mały! To ty jesteś za duży!
-Dobra panowie, pani oraz Igła.-wtrącił się Piotrek- Gdzie idziemy? Kawa, pizza czy co?
-Pizzzza!!-krzyknęliśmy jednocześnie.
-Pani pozwoli-uśmiechnął się i podał mi rękę.
-Ależ oczywiście.
Ruszyliśmy przed siebie idąc ramię w ramię. Piotrek szedł w określonym kierunku, ja dotrzymywałam mu kroku. Weszliśmy do parku. Lekko się zdziwiłam. Środkowy chyba to zauważył.
-Co jest?-odezwał się.
-Ymm no w sumie to nic.
-Ale..?
-No nic.-Uśmiechnęłam się.-Mówiłeś o kawie, a..
-Spokojnie. Wszystko w swoim czasie.-Wyszczerzył się.
Po chwili spokojnego spacerku zauważyłam w oddali grupkę siatkarzy. Spojrzałam pytająco na Pita, ale on tylko wzruszył ramionami i się uśmiechnął.
-Oo czy to jest ta słynna dziewczyna o której cały czas gada nasz Piter?-zaśmiał się Krzysiek- Igła, najprzystojniejszy, najseksowniejszy i najmądrzejszy wśród tych plebsów.-Przeczesał dłonią swoje bujne włosy a wszyscy tutaj zebrani wybuchnęli niepohamowanym śmiechem.- a to Woj..
-Igła sami potrafimy się przedstawić-przerwał mu drugi z Libero- Damian jestem. Milo mi.- uścisnęliśmy sobie dłonie, ale ten niespodziewanie uniósł ją i jak prawdziwy dżentelmen ucałował. Na mojej twarzy pojawił się lekki rumieniec.
-Kurek jestem-przedstawił się następny-I nie słuchaj tego tam małego, bo strasznie kłamie-Wskazał na Krzyska.
-Ej! Ja nie jestem mały! To ty jesteś za duży!
-Dobra panowie, pani oraz Igła.-wtrącił się Piotrek- Gdzie idziemy? Kawa, pizza czy co?
-Pizzzza!!-krzyknęliśmy jednocześnie.
Jak postanowiliśmy tak też zrobiliśmy. Po kilku minutach spaceru w świetnym towarzystwie znaleźliśmy się w jednej z pizzerii. Chłopaki od razu znaleźli sobie miejsce i usadowili się na kanapach. Po chwili pojawiła się kelnerka i podała nam menu. Chłopaki od razu zaczęli się przegadywać jaką pizze wybrać. Gdy w końcu udało się im dojść do porozumienia dziewczyna z powrotem się przy nas pojawiła. Zauważyłam że Kurek robi maślane oczy do niej.
-Mogę przyjąć zamówienie?-dziewczyna odezwała się do nas.
-Chcemy..-Zaczął Ignaczak, ale przerwał mu Kurek.
-A co nam proponujesz?-wyszczerzył się do dziewczyny.
-Polecamy "trzynastkę" jest smaczna.
-Hm... a siedemnastka? Dobra jest?
-Jasne że tak, jak każda nasza pizza.
-To może weźmiemy dużą siedemnastkę i piętnastkę. A no i twój numer-Kurek się wyszczerzył.
-Jakie sosy?-dziewczyna lekko się zarumieniła.
-Czosnkowy i pomidorowy.
-A do picia coś..?
-Dwa piwa, Sprite i dwa razy Cola.
-Tyle..?
-Jak masz na imię?-Kurek nie dawał za wygraną.
-Marlena.
-A numer dostanę..?
-Jak będziesz grzeczny i wszystko zjesz-uśmiechnęła się.
-A to już możesz dać, bo grzeczny jestem zawsze.
-Zobaczymy. Zaraz przyniosę napoje.-Dziewczyna oddaliła się.
Kurek dalej siedział wodząc za nią wzrokiem. Gdy zniknęła mu z oczu, popatrzył się na nas. Równocześnie wybuchnęliśmy śmiechem. Bartek patrzył na nas lekko zmieszany.
-No co?-odezwał się.
-Jaki podryw-zaśmiał się Igła.
-Ty byś lepszego nie wymyślił.
-Ja już nie muszę. Mam żonę i dzieci.
-To siedź cicho i nie komentuj.
-Ale numeru nie dostaniesz-wtrącił się Wojtaszek.
-Spadaj! Jakoś trzeba laskę wyrwać. Pitowi się udało-spojrzał na nas.
Popatrzyłam lekko sceptycznie najpierw na Piotrka potem na Kurka.
-Masz coś na myśli..?-zwróciłam się do przyjmującego.
-Nie słuchaj tego kretyna-Piotrek mnie objął.-On zawsze gada głupoty, znam go za długo, żeby się przejmować jego paplaniem.
-Nigdy nie wiadomo o co mu chodzi-zaśmiał się Igła.-Patrzcie, laska Kurasia idzie.
Wszyscy odwróciliśmy się w stronę nadchodzącej Marleny.
-Proszę bardzo-powiedziała, kładąc napoje na stoliku.
-Więc.. jak z tym numerem?-Kurek zwrócił się do dziewczyny.
-To że jesteś gwiazdą siatkówki, nie znaczy że dostaniesz mój numer od tak. Musisz się postarać-przygryzła słodko wargę i puściła oczko do Bartka.
Odwróciła się od nas i skierowała się z powrotem w stronę baru. Kurka lekko wcięło.
-Uu stary, to masz ciężki orzech do zgryzienia-nabijał się Wojtaszek.
-Znając go i tak zdobędzie jej numer-skwitował Piotrek.
Kurek założył ręce na klatce piersiowej i patrzył w miejsce w którym jeszcze chwilę temu była Marlena. Hmm coś kombinował w skupieniu. A my zajęliśmy się rozmową. Chłopaki opowiadali jak tam w klubie wszystko wygląda, przygotowania do meczy i w ogóle. Strasznie fajnie mi się gadało z tymi chłopakami.
Po kilkunastu minutach do stolika podszedł kelner z naszymi pizzami.
-Gdzie Marlena?-odezwał się od razu Kurek.
-Yy ma inne zajęcia-odpowiedział lekko zmieszany kelner.
-Cholera-burknął pod nosem do siebie Bartek.
Siedzieliśmy przy stoliku i zajadaliśmy się pizzą, co chwilę nabijając się z wszystkiego co możliwe. Oczywiście chłopaki nie oszczędzili biednego Bartka, któremu się najwięcej dostało.
-Wybaczcie, muszę do toalety-odezwałam się w pewnym momencie i skierowałam swoje kroki do łazienki.
Gdy załatwiłam potrzebę, wyszłam z pomieszczenia i wpadłam na kogoś. Była to.. Marlena.
-Przepraszam, nie zauważyłam Cię-uśmiechnęła się.
-Nie szkodzi. Marlena tak..?
-No tak. Skąd..? Aaa koleżanka Kurka?
-Tak wyszło. Spodobałaś się chłopakowi.
-Miło. Ale..
-Weź nas jeszcze obsłuż czy coś, bo Bartek myśli cały czas o Tobie.
-Myśli czy nie myśli. To jest gwiazda, może mieć każdą.
-Ale chce Ciebie-uśmiechnęłam się do niej.
-No dokładnie-znikąd pojawił się Piter.-Idź tam, zaproponuj im coś do picia. Niech się chłopak jakoś wykaże-poruszył zabawnie brwiami.
-Ehh.. no dobra-dziewczyna się rozpromieniła.-A Wy co?
-Ja jestem Piotrek, a to Karolina.
-Nie o to mi chodziło, ale miło mi.
-To..?-zdziwił się Piotrek.
-Wy się gdzieś wybieracie? Byłoby mi lepiej gdybyś była obok-popatrzyła na mnie.
-Zostajemy prze..
-W sumie to tak. Idziemy-przerwał mi środkowy.
-Co?-zdziwiona popatrzyłam na niego.
-Trzymamy kciuki-puścił oczko do Marleny i pociągnął mnie za rękę.
-A chłopaki wiedzą że idziemy?
-Nie, ale poradzą sobie bez nas-posłał mi promienny uśmiech i wyszliśmy z pizzeri.
Ruszyliśmy ulicami Rzeszowa. Piotrek zadowolony z siebie szedł z uśmiechem.
-Czy możesz mi powiedzieć gdzie idziemy?-zapytałam. Środkowy przystanął, popatrzył się na mnie, nachylił się i wyszeptał:
-Obiecałem kawę, a słowa dotrzymuję.-uśmiechnął się tajemniczo i ruszył dalej.
Zdziwiona popatrzyłam za nim i ruszyłam w jego ślady. Środkowy skręcił między bloki. Patrzyłam na niego coraz bardziej zaciekawiona.
-Jaką pijesz kawę?-zwrócił się do mnie w pewnym momencie.
-Biała z cukrem. A co?
-Okej. Zaraz wracam.-odpowiedział.
Piotrek zniknął w małej kawiarence, której w ogólne nie zauważyłam. Czekałam kilka minut. Pitu pojawił się z powrotem z dwoma kubkami kawy.
-Dla Ciebie-podał mi jeden z kubków.-Najlepsza w Rzeszowie. Uwielbiam ją.
-Dobrze wiedzieć.
-Chodź, idziemy.
-Ale gdzie?
-Oj no, zaufaj mi-puścił mi oczko i ruszył przed siebie.
Szliśmy cały czas między blokami, żywo rozmawiając o wszystkim. W pewnym momencie dotarliśmy na.. mały plac zabaw. O dziwo był praktycznie pusty.
-Czemu tu..?-zagadałam.
-Lubię to miejsce. Miałem tu w okolicy kuzynkę babci czy jakoś tak i czasami w wakacje tu przyjeżdżałem. Bawiłem się z sąsiadami, wyrywałem koleżanki i w ogóle-zaśmiał się.-Chodź-złapał mnie za rękę i pociągnął na huśtawki.
Usiadł na jednej, ja na drugiej i lekko się bujaliśmy popijając kawę.
-Dziwne, że tylko kilkoro dzieci-rozejrzałam się.
-Ee teraz mają komputery telefony.. nie to co kiedyś, było nas tu pełno. Wojna była kto pierwszy zjeżdżał, czyja kolej na huśtawki.
-Uwielbiałam zjeżdżalnie-zaśmiałam się.
-Tak..? No to chodź.-Zabrał mi z ręki kubek z kawą, postawił go na ziemi i chwycił mnie za dłoń.
Rozpromieniony pociągnął mnie do najbliższej zjeżdżalni.
-Że niby mam zjechać?-odezwałam się zaskoczona.
-Czemu niby nie..?
-Za stara jestem.
-Ee opowiadasz głupoty. Dawaj-lekko mnie pchnął.
-A w sumie, jak się bawić to się bawić.
Wspięłam się po kilku schodkach i usiadłam na szczycie. Piotrek stał obok i się śmiał.
-Ale ze mnie kretynka-wybuchnęłam śmiechem i zjechałam na dół.
-Widzisz! Nie było takie straszne.
-Straszne? Było cudowne! Idę jeszcze raz-minęłam środkowego i wyszłam drugi raz po schodkach.
-A to ja też-machnął ręką.
Widziałam, że idzie w moje ślady to zjechałam by zobaczyć go w akcji. Stanęłam z jednej strony zjeżdżalni i patrzyłam jak ten wielkolud siada na szczycie. Trochę się nie mieścił i musiał się mocno schylać.
-Dawaj!-Zachęcałam go.-Uda Ci się.-Nie mogłam się powstrzymać od śmiechu.
-Proszę się mi tu nie śmiać. Poważne zadanie mam do wykonania-sam próbował zachować powagę, ale mu to średnio wychodziło.
-Tak jest-zasalutowałam.-No dawaaaj.
-Jak sobie życzysz.-Uśmiechnął się i zjechał.
-Gratulacje! Udało się Ci!
-Co dostanę w nagrodę?
-To!-Zbliżyłam się do niego, wspięłam się na palcach i musnęłam jego policzek.
-Oo to idę zjechać jeszcze raz skoro taka fajna nagroda.-Poruszył zabawnie brwiami.
-Jaaasne-skwitowałam.
Ruszyłam z powrotem na huśtawki dopić kawę.
-Nie ma siedzenia. Chodź.-Podszedł do mnie, zabrał swój kubek i ruszył w drogę.
-Gdzie zaś?
-Przed siebie.
Zgłupiała ruszyłam za środkowym. Po wyjściu z placu zabaw, okrążyliśmy go i wchodziliśmy na mały pagórek. Gdy weszliśmy na "szczyt" naszym oczom ukazał się cudny widok na Rzeszów.
-Łaa..-rozejrzałam się.
-Fajnie nie?
-Czy to..?
-Tak, Podpromie. Mój dom.
-Mieszkam tyle lat w Rzeszowie, a nie znalazłam tego miejsca.
-Haha. A tam-objął mnie ramieniem i lekko obrócił-w tym zielonym bloku mieszkam między treningami-zaśmiał się.
-Hmm pewnie zabierasz tu każdą dziewczynę jaką poznasz.-Popatrzyłam na niego.
-W sumie..-zamyślił się na chwilę-jesteś druga.
-Ee to kiepsko panie Nowakowski-zaśmiałam się.
-Bo zabieram tu tylko te wyjątkowe-wyszeptał mi do ucha a mnie przeszedł dreszcz.
-A to mi bardzo miło-spuściłam głowę lekko speszona.
Staliśmy chwilę w milczeniu podziwiając widoki. Miłą chwilę przerwał nam mój telefon. Wyciągnęłam go z kieszeni. Na wyświetlaczu zobaczyłam napis "Mama". Przeraziłam się, bo już było grubo popołudniu.
-Słucham cie-odebrałam i oddaliłam się od Piortka.
-Gdzie ty jesteś? Pora obiadowa już dawno minęła. Masz wracać do domu.-wykrzyczała do telefonu.
-Dobrze, będę za niedługo-odpowiedziałam i momentalnie się rozłączyłam.
Ze spuszczoną głową wróciłam do środkowego.
-Wracamy?-zapytał od razu.
Kiwnęłam tylko głową i zeszliśmy z pagórka. Minęliśmy plac zabaw i po kilkunastu minutach siedzieliśmy w jego aucie. Bez słowa Piotrek odpalił auto i ruszyliśmy w drogę powrotną.
-Przepraszam-powiedziałam gdy byliśmy już niedaleko mojego mieszkania.
-Nie masz za co-uśmiechnął się.-Rozumiem.-Złapał mnie za kolano.
-Nienawidzę takiego życia.
-Ej no. Głowa do góry. Masz zawsze mnie.
-Dziękuję.-Delikatnie się uśmiechnęłam
-Gdzie tym razem Cię wysadzić?
-Emm, w sumie to możesz tu wjechać-wskazałam ręką.
Jak chciałam tak zrobił. Zatrzymał swoje auto, ale nie miałam ochoty z niego wychodzić. Siedzieliśmy w milczeniu. Widziałam kątem oka, że Piotrek się mi przygląda. Podniosłam głowę i też spojrzałam na niego.
-Liczę, że się wkrótce zobaczymy.-odezwał się w końcu.
-O ile mnie nie zamkną w domu, to tak-uśmiechnęłam się.
-Pomogę Ci uciec jakby co-puścił mi oczko.
-Dzięki za dzisiaj-nachyliłam się i pocałowałam środkowego w policzek.
-Do zobaczenia piękna-uśmiechnął się słodko.
Zabrałam swoje rzeczy i wyszłam z auta. Ruszyłam do bloku, w którym mieszamy. Wiedziałam, że czeka mnie kolejne kazanie od rodziców.
-Czosnkowy i pomidorowy.
-A do picia coś..?
-Dwa piwa, Sprite i dwa razy Cola.
-Tyle..?
-Jak masz na imię?-Kurek nie dawał za wygraną.
-Marlena.
-A numer dostanę..?
-Jak będziesz grzeczny i wszystko zjesz-uśmiechnęła się.
-A to już możesz dać, bo grzeczny jestem zawsze.
-Zobaczymy. Zaraz przyniosę napoje.-Dziewczyna oddaliła się.
Kurek dalej siedział wodząc za nią wzrokiem. Gdy zniknęła mu z oczu, popatrzył się na nas. Równocześnie wybuchnęliśmy śmiechem. Bartek patrzył na nas lekko zmieszany.
-No co?-odezwał się.
-Jaki podryw-zaśmiał się Igła.
-Ty byś lepszego nie wymyślił.
-Ja już nie muszę. Mam żonę i dzieci.
-To siedź cicho i nie komentuj.
-Ale numeru nie dostaniesz-wtrącił się Wojtaszek.
-Spadaj! Jakoś trzeba laskę wyrwać. Pitowi się udało-spojrzał na nas.
Popatrzyłam lekko sceptycznie najpierw na Piotrka potem na Kurka.
-Masz coś na myśli..?-zwróciłam się do przyjmującego.
-Nie słuchaj tego kretyna-Piotrek mnie objął.-On zawsze gada głupoty, znam go za długo, żeby się przejmować jego paplaniem.
-Nigdy nie wiadomo o co mu chodzi-zaśmiał się Igła.-Patrzcie, laska Kurasia idzie.
Wszyscy odwróciliśmy się w stronę nadchodzącej Marleny.
-Proszę bardzo-powiedziała, kładąc napoje na stoliku.
-Więc.. jak z tym numerem?-Kurek zwrócił się do dziewczyny.
-To że jesteś gwiazdą siatkówki, nie znaczy że dostaniesz mój numer od tak. Musisz się postarać-przygryzła słodko wargę i puściła oczko do Bartka.
Odwróciła się od nas i skierowała się z powrotem w stronę baru. Kurka lekko wcięło.
-Uu stary, to masz ciężki orzech do zgryzienia-nabijał się Wojtaszek.
-Znając go i tak zdobędzie jej numer-skwitował Piotrek.
Kurek założył ręce na klatce piersiowej i patrzył w miejsce w którym jeszcze chwilę temu była Marlena. Hmm coś kombinował w skupieniu. A my zajęliśmy się rozmową. Chłopaki opowiadali jak tam w klubie wszystko wygląda, przygotowania do meczy i w ogóle. Strasznie fajnie mi się gadało z tymi chłopakami.
Po kilkunastu minutach do stolika podszedł kelner z naszymi pizzami.
-Gdzie Marlena?-odezwał się od razu Kurek.
-Yy ma inne zajęcia-odpowiedział lekko zmieszany kelner.
-Cholera-burknął pod nosem do siebie Bartek.
Siedzieliśmy przy stoliku i zajadaliśmy się pizzą, co chwilę nabijając się z wszystkiego co możliwe. Oczywiście chłopaki nie oszczędzili biednego Bartka, któremu się najwięcej dostało.
-Wybaczcie, muszę do toalety-odezwałam się w pewnym momencie i skierowałam swoje kroki do łazienki.
Gdy załatwiłam potrzebę, wyszłam z pomieszczenia i wpadłam na kogoś. Była to.. Marlena.
-Przepraszam, nie zauważyłam Cię-uśmiechnęła się.
-Nie szkodzi. Marlena tak..?
-No tak. Skąd..? Aaa koleżanka Kurka?
-Tak wyszło. Spodobałaś się chłopakowi.
-Miło. Ale..
-Weź nas jeszcze obsłuż czy coś, bo Bartek myśli cały czas o Tobie.
-Myśli czy nie myśli. To jest gwiazda, może mieć każdą.
-Ale chce Ciebie-uśmiechnęłam się do niej.
-No dokładnie-znikąd pojawił się Piter.-Idź tam, zaproponuj im coś do picia. Niech się chłopak jakoś wykaże-poruszył zabawnie brwiami.
-Ehh.. no dobra-dziewczyna się rozpromieniła.-A Wy co?
-Ja jestem Piotrek, a to Karolina.
-Nie o to mi chodziło, ale miło mi.
-To..?-zdziwił się Piotrek.
-Wy się gdzieś wybieracie? Byłoby mi lepiej gdybyś była obok-popatrzyła na mnie.
-Zostajemy prze..
-W sumie to tak. Idziemy-przerwał mi środkowy.
-Co?-zdziwiona popatrzyłam na niego.
-Trzymamy kciuki-puścił oczko do Marleny i pociągnął mnie za rękę.
-A chłopaki wiedzą że idziemy?
-Nie, ale poradzą sobie bez nas-posłał mi promienny uśmiech i wyszliśmy z pizzeri.
Ruszyliśmy ulicami Rzeszowa. Piotrek zadowolony z siebie szedł z uśmiechem.
-Czy możesz mi powiedzieć gdzie idziemy?-zapytałam. Środkowy przystanął, popatrzył się na mnie, nachylił się i wyszeptał:
-Obiecałem kawę, a słowa dotrzymuję.-uśmiechnął się tajemniczo i ruszył dalej.
Zdziwiona popatrzyłam za nim i ruszyłam w jego ślady. Środkowy skręcił między bloki. Patrzyłam na niego coraz bardziej zaciekawiona.
-Jaką pijesz kawę?-zwrócił się do mnie w pewnym momencie.
-Biała z cukrem. A co?
-Okej. Zaraz wracam.-odpowiedział.
Piotrek zniknął w małej kawiarence, której w ogólne nie zauważyłam. Czekałam kilka minut. Pitu pojawił się z powrotem z dwoma kubkami kawy.
-Dla Ciebie-podał mi jeden z kubków.-Najlepsza w Rzeszowie. Uwielbiam ją.
-Dobrze wiedzieć.
-Chodź, idziemy.
-Ale gdzie?
-Oj no, zaufaj mi-puścił mi oczko i ruszył przed siebie.
Szliśmy cały czas między blokami, żywo rozmawiając o wszystkim. W pewnym momencie dotarliśmy na.. mały plac zabaw. O dziwo był praktycznie pusty.
-Czemu tu..?-zagadałam.
-Lubię to miejsce. Miałem tu w okolicy kuzynkę babci czy jakoś tak i czasami w wakacje tu przyjeżdżałem. Bawiłem się z sąsiadami, wyrywałem koleżanki i w ogóle-zaśmiał się.-Chodź-złapał mnie za rękę i pociągnął na huśtawki.
Usiadł na jednej, ja na drugiej i lekko się bujaliśmy popijając kawę.
-Dziwne, że tylko kilkoro dzieci-rozejrzałam się.
-Ee teraz mają komputery telefony.. nie to co kiedyś, było nas tu pełno. Wojna była kto pierwszy zjeżdżał, czyja kolej na huśtawki.
-Uwielbiałam zjeżdżalnie-zaśmiałam się.
-Tak..? No to chodź.-Zabrał mi z ręki kubek z kawą, postawił go na ziemi i chwycił mnie za dłoń.
Rozpromieniony pociągnął mnie do najbliższej zjeżdżalni.
-Że niby mam zjechać?-odezwałam się zaskoczona.
-Czemu niby nie..?
-Za stara jestem.
-Ee opowiadasz głupoty. Dawaj-lekko mnie pchnął.
-A w sumie, jak się bawić to się bawić.
Wspięłam się po kilku schodkach i usiadłam na szczycie. Piotrek stał obok i się śmiał.
-Ale ze mnie kretynka-wybuchnęłam śmiechem i zjechałam na dół.
-Widzisz! Nie było takie straszne.
-Straszne? Było cudowne! Idę jeszcze raz-minęłam środkowego i wyszłam drugi raz po schodkach.
-A to ja też-machnął ręką.
Widziałam, że idzie w moje ślady to zjechałam by zobaczyć go w akcji. Stanęłam z jednej strony zjeżdżalni i patrzyłam jak ten wielkolud siada na szczycie. Trochę się nie mieścił i musiał się mocno schylać.
-Dawaj!-Zachęcałam go.-Uda Ci się.-Nie mogłam się powstrzymać od śmiechu.
-Proszę się mi tu nie śmiać. Poważne zadanie mam do wykonania-sam próbował zachować powagę, ale mu to średnio wychodziło.
-Tak jest-zasalutowałam.-No dawaaaj.
-Jak sobie życzysz.-Uśmiechnął się i zjechał.
-Gratulacje! Udało się Ci!
-Co dostanę w nagrodę?
-To!-Zbliżyłam się do niego, wspięłam się na palcach i musnęłam jego policzek.
-Oo to idę zjechać jeszcze raz skoro taka fajna nagroda.-Poruszył zabawnie brwiami.
-Jaaasne-skwitowałam.
Ruszyłam z powrotem na huśtawki dopić kawę.
-Nie ma siedzenia. Chodź.-Podszedł do mnie, zabrał swój kubek i ruszył w drogę.
-Gdzie zaś?
-Przed siebie.
Zgłupiała ruszyłam za środkowym. Po wyjściu z placu zabaw, okrążyliśmy go i wchodziliśmy na mały pagórek. Gdy weszliśmy na "szczyt" naszym oczom ukazał się cudny widok na Rzeszów.
-Łaa..-rozejrzałam się.
-Fajnie nie?
-Czy to..?
-Tak, Podpromie. Mój dom.
-Mieszkam tyle lat w Rzeszowie, a nie znalazłam tego miejsca.
-Haha. A tam-objął mnie ramieniem i lekko obrócił-w tym zielonym bloku mieszkam między treningami-zaśmiał się.
-Hmm pewnie zabierasz tu każdą dziewczynę jaką poznasz.-Popatrzyłam na niego.
-W sumie..-zamyślił się na chwilę-jesteś druga.
-Ee to kiepsko panie Nowakowski-zaśmiałam się.
-Bo zabieram tu tylko te wyjątkowe-wyszeptał mi do ucha a mnie przeszedł dreszcz.
-A to mi bardzo miło-spuściłam głowę lekko speszona.
Staliśmy chwilę w milczeniu podziwiając widoki. Miłą chwilę przerwał nam mój telefon. Wyciągnęłam go z kieszeni. Na wyświetlaczu zobaczyłam napis "Mama". Przeraziłam się, bo już było grubo popołudniu.
-Słucham cie-odebrałam i oddaliłam się od Piortka.
-Gdzie ty jesteś? Pora obiadowa już dawno minęła. Masz wracać do domu.-wykrzyczała do telefonu.
-Dobrze, będę za niedługo-odpowiedziałam i momentalnie się rozłączyłam.
Ze spuszczoną głową wróciłam do środkowego.
-Wracamy?-zapytał od razu.
Kiwnęłam tylko głową i zeszliśmy z pagórka. Minęliśmy plac zabaw i po kilkunastu minutach siedzieliśmy w jego aucie. Bez słowa Piotrek odpalił auto i ruszyliśmy w drogę powrotną.
-Przepraszam-powiedziałam gdy byliśmy już niedaleko mojego mieszkania.
-Nie masz za co-uśmiechnął się.-Rozumiem.-Złapał mnie za kolano.
-Nienawidzę takiego życia.
-Ej no. Głowa do góry. Masz zawsze mnie.
-Dziękuję.-Delikatnie się uśmiechnęłam
-Gdzie tym razem Cię wysadzić?
-Emm, w sumie to możesz tu wjechać-wskazałam ręką.
Jak chciałam tak zrobił. Zatrzymał swoje auto, ale nie miałam ochoty z niego wychodzić. Siedzieliśmy w milczeniu. Widziałam kątem oka, że Piotrek się mi przygląda. Podniosłam głowę i też spojrzałam na niego.
-Liczę, że się wkrótce zobaczymy.-odezwał się w końcu.
-O ile mnie nie zamkną w domu, to tak-uśmiechnęłam się.
-Pomogę Ci uciec jakby co-puścił mi oczko.
-Dzięki za dzisiaj-nachyliłam się i pocałowałam środkowego w policzek.
-Do zobaczenia piękna-uśmiechnął się słodko.
Zabrałam swoje rzeczy i wyszłam z auta. Ruszyłam do bloku, w którym mieszamy. Wiedziałam, że czeka mnie kolejne kazanie od rodziców.
*******
Witamy was po dluzszej nieobecnosci... postaramy sie dodawac rozdzialy duzo czesciej no i mamy nadzieje, ze ktos jeszcze z nami jest :D jezeli tak to poprosimy o jakikolwiek komentarz ;))
A tymczasem zapraszamy na jeszcze jeden nasz wspolny blog z Facundo Conte w roli glownej ;)
http://milosc--jest-jak-narkotyk.blogspot.com
sobota, 6 czerwca 2015
Ogłoszenie!!
Na początku bardzo chcielibyśmy was przeprosić za tak długa nie obecność. Głównie jest to związane z brakiem czasu ale i weny.
Jeżeli ktoś jeszcze z nami jest i czeka na rozdział to bardzo dziękujemy i obiecujemy że nowy rozdział będzie w ciągu najbliższych dni. :))
piątek, 1 maja 2015
Rozdział 3
-Wiesz co..-zmieszał się- jest trochę późno a ja o tej porze kawy nie pijam, więc może po prostu się przejdziemy?
-W sumie... tak chyba będzie najlepiej- zaśmiałam się cicho.
-To wiesz co.. może najpierw zostawię torbę w samochodzie?
Wyszliśmy z hali i skierowaliśmy się w stronę jedynego samochodu na parkingu. Swoją drogą niezłe cudeńko.. nie każdy wozi się Audi A6. Po zostawieniu przez siatkarza torby ruszyliśmy w stronę pobliskiego parku. Siatkarz opowiadał trochę o przygodach z reprezentacją, a ja słysząc niektóre anegdotki wybuchałam śmiechem. Później temat zszedł bardziej na ''opowiedz coś o sobie''. Starałam się unikać opowiadania o sobie, więc cały czas wypytywałam Nowakowskiego. Ale w sumie to ja także chciałam coś więcej wiedzieć o nim.
-A nie miałeś czasami ochoty rzucić to w diabli? Zająć się czymś innym?- Spojrzałam na niego.
-Miałem.. jak byłem nastolatkiem. Były momenty kiedy mnie to wszystko przytłaczało.. Znajomi chodzili na imprezy, ogniska, jeździli na wycieczki szkolne, a ja musiałem to wszystko odpuścić na rzecz treningów lub meczy.
-Żałujesz?
-Kiedyś tak..teraz zrozumiałem, że tak miało być. Musiałem coś poświęcić, aby coś zyskać.-Uśmiechnął się delikatnie.- Na szczęście miałem obok siebie rodziców, którzy nie pozwolili mi zrezygnować i wozili na treningi, niekiedy nawet siłą. Teraz jestem im za to wdzięczny.-Zaśmiał się.-A ty? Trenujesz?
-Tak..ale u mnie jest to bardziej skomplikowane-Skrzywiłam się.
-Dlaczego?- Spojrzał na mnie pytająco
-Rodzice.. są dość surowi..
-Wnioskuję, że nie pozwalają Ci na treningi..
-Nawet o nich nie wiedzą.- Odpowiedziałam automatycznie.
-Słuchaj..-stanął przede mną i chwycił za ramiona-Niezależnie od tego co stoi na przeszkodzie, nie pozwól aby ktoś przeszkodził Ci w robieniu tego co kochasz..-W jego głosie słychać było stanowczość, ale także chęć przekazania dobrej rady.
-Cały czas to robię.. walczę o swoje marzenia..- Mruknęłam, wyminęłam Piotra i ruszyłam dalej.
Chodziliśmy cały czas rozmawiając. Czułam się jakbym go znała od dawna, a nie od dzisiaj. Czasami się wygłupialiśmy czy goniliśmy wokół drzew. W pewnej chwili usłyszałam dźwięk telefonu.
-Słucham
-Karolina do jasnej cholery, gdzie ty jesteś, wiesz która jest godzina?-Krzyknęła do słuchawki moja przyjaciółka
-W parku jestem...-Zaczęłam ale mi przerwała
-To świetnie, bo od ponad godziny powinnaś być w domu!
-Co..?! O Boże.. już jadę! Straciłam poczucie czasu!-Zaczęłam panikować
-Twój ojciec dzwonił do mnie przed chwilą! Powiedziałam, że stoimy w korku ale chyba nie uwierzył!-Westchnęła i się rozłączyła.
-Piotrek.. proszę odwieź mnie jak najszybciej do domu..- Powiedziałam błagalnie a w oczach pojawiły się łzy.
-Jasne, chodźmy!- Pociągnął mnie za rękę i pobiegliśmy truchtem do samochodu.- Stało się coś?- Spytał jak byliśmy już w samochodzie.
-O północy miałam być w domu a tymczasem jest 1:20- Zaszlochałam.
-Przepraszam.. to moja wina..
-Przestań.. to nie twoja wina.. skąd mogłeś wiedzieć- Wysiliłam się na uśmiech.
-A mogę spytać dlaczego się tak przejmujesz spóźnieniem do domu?-Zmarszczył czoło.
-Ugh.. Mam rodziców bardzo surowych. Muszę chodzić jak w zegarku..-Odpowiedziałam z pogardą i smutkiem.
-Ojć..Nie wiedziałem..-Posłał mi przepraszający uśmiech.
-Zatrzymaj się tutaj proszę. Nie chcę, żeby Cię zobaczyli a mieszkam dwa domu dalej.
-Jasne- Wedle mojego życzenia zatrzymał samochód na poboczu.- Zobaczymy się jeszcze?
-Nie wiem.. Chciałabym..-Delikatnie się zarumieniłam.
-Ja też.. polubiłem Cię- Zaśmiał się- Dasz mi swój nr telefonu?-Spytał podając telefon.
-Pewnie..- Wpisałam mu ciąg 9 cyfr.- Przepraszam ale naprawdę muszę lecieć.!
-Nie ma sprawy! Odezwę się! I dziękuję za dzisiejszy wieczór.- Powiedział kiedy wychodziłam z samochodu. Szybkim krokiem doszłam do mieszkania w którym zapalone było światło.. Świetnie.. czeka mnie niezła awantura.. Z szybko bijącym sercem powoli weszłam do środka.
-Młoda panno możesz wytłumaczyć, gdzie szlajasz się o tej godzinie? O 24 miałaś być w domu!-Przywitała mnie od drzwi matka.
-Przepraszam.. korki były, nic się nie dało zrobić.-Próbowałam mówić bardzo przekonująco.
-I w dodatku kłamiesz w żywe oczy!- Bulwersował się ojciec- Doskonale wiemy, że nie było żadnych korków! Powiedz lepiej z kim się szlajałaś!
-Koleżankę spotkałam na meczu i poszłyśmy się przejść. Straciłam poczucie czasu i się spóźniłam. Przepraszam- Spuściłam głowę.
-Nie licz, iż ujdzie Ci to na sucho- wtrąciła matka- Postanowiliśmy odciąć Ci kieszonkowe i konfiskujemy laptopa.
-COOO?! Nie macie prawa! To jest mój laptop kupiony za odłożone pieniądze!- Podniosłam głos.
-Nie tym tonem młoda panno! Dopóki będziesz mieszkać w tym mieszkaniu to my będziemy decydować o wszystkim! A laptop owszem jest kupiony za Twoje odłożone pieniądze, ale przypominamy Ci, iż te pieniądze dostawałaś od nas! A teraz marsz do pokoju i spać!- Ojciec z surowym wyrazem twarzy wskazał drzwi mojego pokoju.
-Nienawidzę was!- Krzyknęłam i pobiegłam do siebie. Padłam na łóżko i zaczęłam wyć do poduszki. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
Rano obudził mnie dźwięk telefonu. Po omacku znalazłam dzwoniące ustrojstwo na szafce i nawet nie patrząc kto dzwoni przyłożyłam telefon do ucha.
-Kim jesteś i jak śmiesz mnie budzić o tej godzinie!- Warknęłam do słuchawki a w odpowiedzi usłyszałam śmiech.
-Kobieto. jest 8 rano czas wstawać!
-Piooootrek!-jęknęłam- Zabiję jak psa..-westchnęłam- czego dusza pragnie?
-Co ty na to, żebyśmy dziś wyskoczyli razem na obiecaną kawę?
-W sumie.. dlaczego by nie.. jeżeli tylko uda mi się uciec z domu..
-Ej ej.. nie przesadzajmy... skoro nie możesz nie będę Cię zmuszał..
-Daj spokój.. powiedz tylko o której i gdzie..-Zaśmiałam się
-I super! O 10?
-O 10 to ja mój drogi mam trening.. ale po treningu..?
-To o 12 będę czekał pod halą! Paa!- Krzyknął i się rozłączył
Chciałam usnąć jeszcze chociaż na tą 1h. ale nie było mi to dane. Zrezygnowana wstałam z łóżka, zabrałam czyste ubrania i udałam się do łazienki odświeżyć. Po porannym rytuale wróciłam do pokoju spakować się na trening po czym torbę wyrzuciłam przed okno do ogródka. Zbiegłam na dół, gdzie rodzice siedzieli przy stole jedząc śniadanie. Bez słowa wyciągnęłam z lodówki mleko i wlałam do miski, wsypując tam także płatki. Zasiadłam na przeciwko ojca i zaczęłam konsumować posiłek.
-Idę do Kamili i zostaję tam na obiad.-Oświadczyłam po śniadaniu.
-Nigdzie nie idziesz! Masz siedzieć w domu!- Mruknęła matka.
-A co ja jestem? Niewolnica? A po za tym nie pytam was o zdanie tylko informuję!- Powiedziałam stanowczo i szybkim krokiem wyszłam z mieszkania. Przeszłam przez ogródek po drodze zgarniając torbę i udałam się w stronę hali.
Trening minął jak zwykle. Wymęczona jak za każdym razem, chciałam udać się pod prysznic. Rzuciłam okiem jeszcze na telefon. Widniał tam sms od Piotrka: "Będę za 15min pod halą. Nie każ mi długo czekać :P". Wybuchnęłam śmiechem i skierowałam się pod prysznic. Po kilkunastu minutach byłam gotowa i wyszłam przed halę, gdzie czekał już na mnie Piter oparty o swoje Audi.
-Jak tam? Gotowa?-powitał mnie promiennym uśmiechem.
-Na kawę? To zawsze.
-Świetnie! Wskakuj.-Otworzył mi drzwi do samochodu, a sam usiadł za kierownicą.
-Gdzie się wybieramy?-zapytałam od razu.
-Aaa w takie fajne miejsce.
***
dziś Was zostawiamy tak..:P
małe zmiany nastąpiły w prowadzeniu tego opowiadania. Marta, niestety z braku czasu nas opuściła, ale za to witam Was ja, Magda, nowa na tym blogu, ale nie w "świecie opowiadań". Coś już kiedyś naskrobałam, a teraz jestem w trakcie pisania o Conte ( http://milosc--jest-jak-narkotyk.blogspot.com/ ), oczywiście pisane z Eweliną :D także miło nam będzie jak zagościcie i tu, i na tym drugim blogu :)
-W sumie... tak chyba będzie najlepiej- zaśmiałam się cicho.
-To wiesz co.. może najpierw zostawię torbę w samochodzie?
Wyszliśmy z hali i skierowaliśmy się w stronę jedynego samochodu na parkingu. Swoją drogą niezłe cudeńko.. nie każdy wozi się Audi A6. Po zostawieniu przez siatkarza torby ruszyliśmy w stronę pobliskiego parku. Siatkarz opowiadał trochę o przygodach z reprezentacją, a ja słysząc niektóre anegdotki wybuchałam śmiechem. Później temat zszedł bardziej na ''opowiedz coś o sobie''. Starałam się unikać opowiadania o sobie, więc cały czas wypytywałam Nowakowskiego. Ale w sumie to ja także chciałam coś więcej wiedzieć o nim.
-A nie miałeś czasami ochoty rzucić to w diabli? Zająć się czymś innym?- Spojrzałam na niego.
-Miałem.. jak byłem nastolatkiem. Były momenty kiedy mnie to wszystko przytłaczało.. Znajomi chodzili na imprezy, ogniska, jeździli na wycieczki szkolne, a ja musiałem to wszystko odpuścić na rzecz treningów lub meczy.
-Żałujesz?
-Kiedyś tak..teraz zrozumiałem, że tak miało być. Musiałem coś poświęcić, aby coś zyskać.-Uśmiechnął się delikatnie.- Na szczęście miałem obok siebie rodziców, którzy nie pozwolili mi zrezygnować i wozili na treningi, niekiedy nawet siłą. Teraz jestem im za to wdzięczny.-Zaśmiał się.-A ty? Trenujesz?
-Tak..ale u mnie jest to bardziej skomplikowane-Skrzywiłam się.
-Dlaczego?- Spojrzał na mnie pytająco
-Rodzice.. są dość surowi..
-Wnioskuję, że nie pozwalają Ci na treningi..
-Nawet o nich nie wiedzą.- Odpowiedziałam automatycznie.
-Słuchaj..-stanął przede mną i chwycił za ramiona-Niezależnie od tego co stoi na przeszkodzie, nie pozwól aby ktoś przeszkodził Ci w robieniu tego co kochasz..-W jego głosie słychać było stanowczość, ale także chęć przekazania dobrej rady.
-Cały czas to robię.. walczę o swoje marzenia..- Mruknęłam, wyminęłam Piotra i ruszyłam dalej.
Chodziliśmy cały czas rozmawiając. Czułam się jakbym go znała od dawna, a nie od dzisiaj. Czasami się wygłupialiśmy czy goniliśmy wokół drzew. W pewnej chwili usłyszałam dźwięk telefonu.
-Słucham
-Karolina do jasnej cholery, gdzie ty jesteś, wiesz która jest godzina?-Krzyknęła do słuchawki moja przyjaciółka
-W parku jestem...-Zaczęłam ale mi przerwała
-To świetnie, bo od ponad godziny powinnaś być w domu!
-Co..?! O Boże.. już jadę! Straciłam poczucie czasu!-Zaczęłam panikować
-Twój ojciec dzwonił do mnie przed chwilą! Powiedziałam, że stoimy w korku ale chyba nie uwierzył!-Westchnęła i się rozłączyła.
-Piotrek.. proszę odwieź mnie jak najszybciej do domu..- Powiedziałam błagalnie a w oczach pojawiły się łzy.
-Jasne, chodźmy!- Pociągnął mnie za rękę i pobiegliśmy truchtem do samochodu.- Stało się coś?- Spytał jak byliśmy już w samochodzie.
-O północy miałam być w domu a tymczasem jest 1:20- Zaszlochałam.
-Przepraszam.. to moja wina..
-Przestań.. to nie twoja wina.. skąd mogłeś wiedzieć- Wysiliłam się na uśmiech.
-A mogę spytać dlaczego się tak przejmujesz spóźnieniem do domu?-Zmarszczył czoło.
-Ugh.. Mam rodziców bardzo surowych. Muszę chodzić jak w zegarku..-Odpowiedziałam z pogardą i smutkiem.
-Ojć..Nie wiedziałem..-Posłał mi przepraszający uśmiech.
-Zatrzymaj się tutaj proszę. Nie chcę, żeby Cię zobaczyli a mieszkam dwa domu dalej.
-Jasne- Wedle mojego życzenia zatrzymał samochód na poboczu.- Zobaczymy się jeszcze?
-Nie wiem.. Chciałabym..-Delikatnie się zarumieniłam.
-Ja też.. polubiłem Cię- Zaśmiał się- Dasz mi swój nr telefonu?-Spytał podając telefon.
-Pewnie..- Wpisałam mu ciąg 9 cyfr.- Przepraszam ale naprawdę muszę lecieć.!
-Nie ma sprawy! Odezwę się! I dziękuję za dzisiejszy wieczór.- Powiedział kiedy wychodziłam z samochodu. Szybkim krokiem doszłam do mieszkania w którym zapalone było światło.. Świetnie.. czeka mnie niezła awantura.. Z szybko bijącym sercem powoli weszłam do środka.
-Młoda panno możesz wytłumaczyć, gdzie szlajasz się o tej godzinie? O 24 miałaś być w domu!-Przywitała mnie od drzwi matka.
-Przepraszam.. korki były, nic się nie dało zrobić.-Próbowałam mówić bardzo przekonująco.
-I w dodatku kłamiesz w żywe oczy!- Bulwersował się ojciec- Doskonale wiemy, że nie było żadnych korków! Powiedz lepiej z kim się szlajałaś!
-Koleżankę spotkałam na meczu i poszłyśmy się przejść. Straciłam poczucie czasu i się spóźniłam. Przepraszam- Spuściłam głowę.
-Nie licz, iż ujdzie Ci to na sucho- wtrąciła matka- Postanowiliśmy odciąć Ci kieszonkowe i konfiskujemy laptopa.
-COOO?! Nie macie prawa! To jest mój laptop kupiony za odłożone pieniądze!- Podniosłam głos.
-Nie tym tonem młoda panno! Dopóki będziesz mieszkać w tym mieszkaniu to my będziemy decydować o wszystkim! A laptop owszem jest kupiony za Twoje odłożone pieniądze, ale przypominamy Ci, iż te pieniądze dostawałaś od nas! A teraz marsz do pokoju i spać!- Ojciec z surowym wyrazem twarzy wskazał drzwi mojego pokoju.
-Nienawidzę was!- Krzyknęłam i pobiegłam do siebie. Padłam na łóżko i zaczęłam wyć do poduszki. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
Rano obudził mnie dźwięk telefonu. Po omacku znalazłam dzwoniące ustrojstwo na szafce i nawet nie patrząc kto dzwoni przyłożyłam telefon do ucha.
-Kim jesteś i jak śmiesz mnie budzić o tej godzinie!- Warknęłam do słuchawki a w odpowiedzi usłyszałam śmiech.
-Kobieto. jest 8 rano czas wstawać!
-Piooootrek!-jęknęłam- Zabiję jak psa..-westchnęłam- czego dusza pragnie?
-Co ty na to, żebyśmy dziś wyskoczyli razem na obiecaną kawę?
-W sumie.. dlaczego by nie.. jeżeli tylko uda mi się uciec z domu..
-Ej ej.. nie przesadzajmy... skoro nie możesz nie będę Cię zmuszał..
-Daj spokój.. powiedz tylko o której i gdzie..-Zaśmiałam się
-I super! O 10?
-O 10 to ja mój drogi mam trening.. ale po treningu..?
-To o 12 będę czekał pod halą! Paa!- Krzyknął i się rozłączył
Chciałam usnąć jeszcze chociaż na tą 1h. ale nie było mi to dane. Zrezygnowana wstałam z łóżka, zabrałam czyste ubrania i udałam się do łazienki odświeżyć. Po porannym rytuale wróciłam do pokoju spakować się na trening po czym torbę wyrzuciłam przed okno do ogródka. Zbiegłam na dół, gdzie rodzice siedzieli przy stole jedząc śniadanie. Bez słowa wyciągnęłam z lodówki mleko i wlałam do miski, wsypując tam także płatki. Zasiadłam na przeciwko ojca i zaczęłam konsumować posiłek.
-Idę do Kamili i zostaję tam na obiad.-Oświadczyłam po śniadaniu.
-Nigdzie nie idziesz! Masz siedzieć w domu!- Mruknęła matka.
-A co ja jestem? Niewolnica? A po za tym nie pytam was o zdanie tylko informuję!- Powiedziałam stanowczo i szybkim krokiem wyszłam z mieszkania. Przeszłam przez ogródek po drodze zgarniając torbę i udałam się w stronę hali.
Trening minął jak zwykle. Wymęczona jak za każdym razem, chciałam udać się pod prysznic. Rzuciłam okiem jeszcze na telefon. Widniał tam sms od Piotrka: "Będę za 15min pod halą. Nie każ mi długo czekać :P". Wybuchnęłam śmiechem i skierowałam się pod prysznic. Po kilkunastu minutach byłam gotowa i wyszłam przed halę, gdzie czekał już na mnie Piter oparty o swoje Audi.
-Jak tam? Gotowa?-powitał mnie promiennym uśmiechem.
-Na kawę? To zawsze.
-Świetnie! Wskakuj.-Otworzył mi drzwi do samochodu, a sam usiadł za kierownicą.
-Gdzie się wybieramy?-zapytałam od razu.
-Aaa w takie fajne miejsce.
***
dziś Was zostawiamy tak..:P
małe zmiany nastąpiły w prowadzeniu tego opowiadania. Marta, niestety z braku czasu nas opuściła, ale za to witam Was ja, Magda, nowa na tym blogu, ale nie w "świecie opowiadań". Coś już kiedyś naskrobałam, a teraz jestem w trakcie pisania o Conte ( http://milosc--jest-jak-narkotyk.blogspot.com/ ), oczywiście pisane z Eweliną :D także miło nam będzie jak zagościcie i tu, i na tym drugim blogu :)
piątek, 17 kwietnia 2015
Rozdział 2
Rano obudziłam się kilka minut przez 7. Na mojej twarzy pojawił się mega duży uśmiech na samą myśl o tym, że to dzisiaj będę na meczu Resovi! Szybka poranna toaleta i zbiegam na dół, gdzie przy stole siedzą rodzice. Zdziwieni są, że dobrowolnie wstałam z łóżka i to przed czasem!
-Mamo, tato, pamiętacie, iż dzisiaj idę na mecz?- Spytałam siadając z talerzem tostów do stołu.
-Tak pamiętamy i nie jesteśmy z tego powodu zachwyceni.-Mruknęła moja rodzicielka
Wzruszyłam tylko ramionami i zabrałam się za spożywanie posiłku.
Dzień w szkole ciągnął mi się niesamowicie. Wszystko co się wczoraj uczyłam zaliczyłam na 5! Całe szczęście! Razem z Kamilą miałyśmy bardzo dobry humor co irytowało niektórych nauczycieli.
Ostatnia lekcja czyli w-f. Graliśmy w kosza czyli coś co też bardzo lubię. Przy okazji umówiłam się z Kamili tatą, który nas odwiedził na lekcji, że przyjadą po mnie o 17.
W domu byłam o 15.30, rzuciłam torbę w kąt pokoju i zaczęłam się pakować. Do torebki wrzuciłam wodę, batona, zeszyt, marker i aparat czyli niezbędnik kibica. Założyłam koszulkę z numerem 16 lekko potuszowałam rzęsy i byłam gotowa! Punktualnie o godzinie 17 usłyszałam dzwonek do drzwi. Czym prędzej zbiegłam, otworzyłam drzwi i przywitałam się z przyjaciółką.
-Gotowa?-Zapytała podekscytowana
-No jasne! Już nie mogę się doczekać! Chodźmy!- Zamknęłam drzwi i ruszyłyśmy do samochodu. Usiadłam z tyłu a Kamila jako pasażer. Cała droga minęłam nam na śpiewaniu przebojów z radia. Nawet wujek z nami śpiewał! Swoją drogą jak na swój wiek to był bardzo wyluzowanym człowiekiem. Czasami się zastanawiam jak żona mogła go zdradzić i odejść.. Gdybym ja spotkała takiego faceta.. ech.. marzenia! Podczas świetnego humoru w aucie spojrzałam przez boczną szybę i zobaczyłam halę! Ale nie byle jaką tylko Podpromie! Moje oczy się zaświeciły na sam widok z zewnątrz a co będzie jak będę w środku? Poczuję tą atmosferę meczu? Chyba umrę!
Po okazaniu biletu, kontroli torebek weszłyśmy na halę, gdzie rozgrzewali się już zawodnicy. Zajęłyśmy swoje miejsca w 5 rzędzie po środku boiska. Po chwili odbyło się przedstawienie zawodników, wyjściowej szóstki i mecz się zaczął. Kiedy klub kibica dopingował swoje drużyny po moim ciele przeszły ciarki. To było coś nie do opisania.. W czasie przerwy technicznej Piotr Nowakowski i Michał Winiarski podeszli do trybun w celu rzucenia piłki z autografami. Prawdopodobieństwo, że ją złapię wynosiło jedną na milion więc za bardzo na to nie liczyłam. I w tym momencie zorientowałam się, że mikasa leci prosto w moją stronę. Wstałam z siedzenia i po prostu ją złapałam. Spojrzałam na Pitera który puścił mi oczko i pobiegł do drużyny. Siadłam zszokowana tym co się stało i wpatrywałam się w piłkę.
-Nono dziewczyno.. gratuluję!- odezwał się wujek.
-Yy..dzieki.- powiedziałam i wróciłam do oglądania meczu.
Walka na boisku była zacięta i wyrównana. Czyli to czego oczekiwało się od najlepszych drużyn Polski.
Po pięcio setowej walce lepsze okazały się pasiaki! Na trybunach wybuchła wrzawa radości. Wraz z Kamilą skakałyśmy z radości krzycząc wraz z innymi ,,Dziękujemy,,.
Kiedy wychodziliśmy z hali stwierdziłam, że pójdę jeszcze do toalety. Mojej przyjaciółce oczywiście nie chciało się iść ze mną i razem z tatą poszła do samochodu a ja obiecałam, że dojdę.
Idąc korytarzami i szukając WC nawet nie patrzyłam, gdzie idę ale najważniejsze jest to, że ją znalazłam!
Po szybkim załatwieniu swojej potrzeby wyszłam i.. no właśnie.. jak sie teraz wychodzi? Ugh.. po prostu ruszyłam w stronę z której przyszłam. Zobaczyłam jakieś wyjście ewakuacyjne więc raczej się nim na dwór wydostanę.. Kiedy miałam już chwytać za klamkę poczułam mocne uderzenie i upadłam na ziemię. Przed oczyma pokazały mi się gwiazdki.
-Halo..-zaczął mi machać dłonią przed nosem- Przepraszam nie sądziłem, że ktoś mógłby tędy wychodzić. Nic pani nie jest?- Zapytał troskliwie. Otoworzyłam powoli oczy i zobaczyłam samego Piotra!
-E.. nic się nie stało.. tak właściwie to wie pan jak dojść na parking dla kibiców?- Zapytałam podnosząc się.
-No to się cieszę- Uśmiechnął się- To Pani złapała piłkę prawda?
-Karolina nie pani..- Podałam mu dłoń
-Piotrek- Odwzajemnił uścisk.-A więc?- Spojrzał na mnie pytająco.
-No tak ja. Dziękuję- Uśmiechnęłam sie
-Nie ma sprawy. Masz może chwilę? To zapraszam Cię na kawę w ramach przeprosin
-Wiesz co.. dziękuję ale przyjechałam tu z przyjaciółką i jej tatą.. potem nie miałabym jak wrócić..- Zmieszałam się
-Proszę zgódź się.. odwiozę Cię obiecuję!- Złożył ręce jak do modlitwy.
-No nie wiem..
-Proszę, proszę, proszę!- Spojrzał na mnie oczami kota ze shreka.
-Zobaczę co da się zrobić.- Zaśmiałam się wyciągając telefon.
-Super! Ja lecę na chwilę do szatni, bo zostawiłem zegarek i za 5 min. jestem! Czekaj i mi nie uciekaj!- On pobiegł korytarzem a ja wykręciłam numer do Kamili.
-No gdzie jesteś?
-Wiesz co.. spotkałam kolegę i zaprosił mnie na kawę.. wróćcie sami a on mnie odwiezie.
-No nie wiem czy to jest dobry pomysł.. co powiemy twoim rodzicom?
-W domu mam być przed 24 więc zdążę wrócić ale jakby wcześniej dzwonił do was to mnie kryj. Proszę!
-Ech.. no niech Ci będzie. Znaj moje dobre serducho! A co to za kolega?
-Kocham Cię siostro! Wyjaśnię Ci później, bo muszę kończyć. Dziękuję i pa.
-To jak? Idziemy?- Obok pojawił się Piotrek.
-Pewnie.- Uśmiechnęłam się i wyszliśmy z obiektu halli.
***
Jest drugi rozdział! ;)
Jak myślicie, jak potoczy się spotkanie z siatkarzem?
Dziękujemy za 6 komentarzy po poprzednim rozdziałem, to naprawdę motywuje!
Czytasz=Komentujesz=Motywujesz- Taka błahostka a pomaga!
-Mamo, tato, pamiętacie, iż dzisiaj idę na mecz?- Spytałam siadając z talerzem tostów do stołu.
-Tak pamiętamy i nie jesteśmy z tego powodu zachwyceni.-Mruknęła moja rodzicielka
Wzruszyłam tylko ramionami i zabrałam się za spożywanie posiłku.
Dzień w szkole ciągnął mi się niesamowicie. Wszystko co się wczoraj uczyłam zaliczyłam na 5! Całe szczęście! Razem z Kamilą miałyśmy bardzo dobry humor co irytowało niektórych nauczycieli.
Ostatnia lekcja czyli w-f. Graliśmy w kosza czyli coś co też bardzo lubię. Przy okazji umówiłam się z Kamili tatą, który nas odwiedził na lekcji, że przyjadą po mnie o 17.
W domu byłam o 15.30, rzuciłam torbę w kąt pokoju i zaczęłam się pakować. Do torebki wrzuciłam wodę, batona, zeszyt, marker i aparat czyli niezbędnik kibica. Założyłam koszulkę z numerem 16 lekko potuszowałam rzęsy i byłam gotowa! Punktualnie o godzinie 17 usłyszałam dzwonek do drzwi. Czym prędzej zbiegłam, otworzyłam drzwi i przywitałam się z przyjaciółką.
-Gotowa?-Zapytała podekscytowana
-No jasne! Już nie mogę się doczekać! Chodźmy!- Zamknęłam drzwi i ruszyłyśmy do samochodu. Usiadłam z tyłu a Kamila jako pasażer. Cała droga minęłam nam na śpiewaniu przebojów z radia. Nawet wujek z nami śpiewał! Swoją drogą jak na swój wiek to był bardzo wyluzowanym człowiekiem. Czasami się zastanawiam jak żona mogła go zdradzić i odejść.. Gdybym ja spotkała takiego faceta.. ech.. marzenia! Podczas świetnego humoru w aucie spojrzałam przez boczną szybę i zobaczyłam halę! Ale nie byle jaką tylko Podpromie! Moje oczy się zaświeciły na sam widok z zewnątrz a co będzie jak będę w środku? Poczuję tą atmosferę meczu? Chyba umrę!
Po okazaniu biletu, kontroli torebek weszłyśmy na halę, gdzie rozgrzewali się już zawodnicy. Zajęłyśmy swoje miejsca w 5 rzędzie po środku boiska. Po chwili odbyło się przedstawienie zawodników, wyjściowej szóstki i mecz się zaczął. Kiedy klub kibica dopingował swoje drużyny po moim ciele przeszły ciarki. To było coś nie do opisania.. W czasie przerwy technicznej Piotr Nowakowski i Michał Winiarski podeszli do trybun w celu rzucenia piłki z autografami. Prawdopodobieństwo, że ją złapię wynosiło jedną na milion więc za bardzo na to nie liczyłam. I w tym momencie zorientowałam się, że mikasa leci prosto w moją stronę. Wstałam z siedzenia i po prostu ją złapałam. Spojrzałam na Pitera który puścił mi oczko i pobiegł do drużyny. Siadłam zszokowana tym co się stało i wpatrywałam się w piłkę.
-Nono dziewczyno.. gratuluję!- odezwał się wujek.
-Yy..dzieki.- powiedziałam i wróciłam do oglądania meczu.
Walka na boisku była zacięta i wyrównana. Czyli to czego oczekiwało się od najlepszych drużyn Polski.
Po pięcio setowej walce lepsze okazały się pasiaki! Na trybunach wybuchła wrzawa radości. Wraz z Kamilą skakałyśmy z radości krzycząc wraz z innymi ,,Dziękujemy,,.
Kiedy wychodziliśmy z hali stwierdziłam, że pójdę jeszcze do toalety. Mojej przyjaciółce oczywiście nie chciało się iść ze mną i razem z tatą poszła do samochodu a ja obiecałam, że dojdę.
Idąc korytarzami i szukając WC nawet nie patrzyłam, gdzie idę ale najważniejsze jest to, że ją znalazłam!
Po szybkim załatwieniu swojej potrzeby wyszłam i.. no właśnie.. jak sie teraz wychodzi? Ugh.. po prostu ruszyłam w stronę z której przyszłam. Zobaczyłam jakieś wyjście ewakuacyjne więc raczej się nim na dwór wydostanę.. Kiedy miałam już chwytać za klamkę poczułam mocne uderzenie i upadłam na ziemię. Przed oczyma pokazały mi się gwiazdki.
-Halo..-zaczął mi machać dłonią przed nosem- Przepraszam nie sądziłem, że ktoś mógłby tędy wychodzić. Nic pani nie jest?- Zapytał troskliwie. Otoworzyłam powoli oczy i zobaczyłam samego Piotra!
-E.. nic się nie stało.. tak właściwie to wie pan jak dojść na parking dla kibiców?- Zapytałam podnosząc się.
-No to się cieszę- Uśmiechnął się- To Pani złapała piłkę prawda?
-Karolina nie pani..- Podałam mu dłoń
-Piotrek- Odwzajemnił uścisk.-A więc?- Spojrzał na mnie pytająco.
-No tak ja. Dziękuję- Uśmiechnęłam sie
-Nie ma sprawy. Masz może chwilę? To zapraszam Cię na kawę w ramach przeprosin
-Wiesz co.. dziękuję ale przyjechałam tu z przyjaciółką i jej tatą.. potem nie miałabym jak wrócić..- Zmieszałam się
-Proszę zgódź się.. odwiozę Cię obiecuję!- Złożył ręce jak do modlitwy.
-No nie wiem..
-Proszę, proszę, proszę!- Spojrzał na mnie oczami kota ze shreka.
-Zobaczę co da się zrobić.- Zaśmiałam się wyciągając telefon.
-Super! Ja lecę na chwilę do szatni, bo zostawiłem zegarek i za 5 min. jestem! Czekaj i mi nie uciekaj!- On pobiegł korytarzem a ja wykręciłam numer do Kamili.
-No gdzie jesteś?
-Wiesz co.. spotkałam kolegę i zaprosił mnie na kawę.. wróćcie sami a on mnie odwiezie.
-No nie wiem czy to jest dobry pomysł.. co powiemy twoim rodzicom?
-W domu mam być przed 24 więc zdążę wrócić ale jakby wcześniej dzwonił do was to mnie kryj. Proszę!
-Ech.. no niech Ci będzie. Znaj moje dobre serducho! A co to za kolega?
-Kocham Cię siostro! Wyjaśnię Ci później, bo muszę kończyć. Dziękuję i pa.
-To jak? Idziemy?- Obok pojawił się Piotrek.
-Pewnie.- Uśmiechnęłam się i wyszliśmy z obiektu halli.
***
Jest drugi rozdział! ;)
Jak myślicie, jak potoczy się spotkanie z siatkarzem?
Dziękujemy za 6 komentarzy po poprzednim rozdziałem, to naprawdę motywuje!
Czytasz=Komentujesz=Motywujesz- Taka błahostka a pomaga!
niedziela, 12 kwietnia 2015
Rozdział 1
Powstała zakładka ,,INFORMOWANI,, wpisujcie się, bo to ułatwia powiadamianie was o nowościach ;)
***
Równo o 7 rano do mojego pokoju wpadł ojciec. Zerwał ze mnie przykrycie każąc wstać. Niby powinnam się do tego przyzwyczaić w końcu jest tak codziennie ale mnie zawsze coś takiego irytuje. Jakby nie mógł normalnie wejść i spokojnie obudzić.. Nie mając innego wyjścia wstałam, wykonałam poranną toaletę i zeszłam do kuchni, gdzie była już mama. Pewnie myślicie, że czekała na mnie ze śniadaniem..-Dzień dobry, zrób sobie śniadanie na teraz i do szkoły.
-Dzień dobry. Dobrze mamo.-Wysiliłam się na uśmiech.
Do rodziców zawsze musiałam odnosić się z grzecznością i szacunkiem. Nie daj boże jakbym zaklęła albo podniosła głos! Po spożyciu posiłku zaczęłam zbierać się do wyjścia.
-Masz wszystko? Dobrze się nauczyłaś? Mam nadzieję, że ze sprawdzianu przyniesiesz 5 lub 6!- Zaczął kiedy już wychodziłam.
-Tak tatusiu. Mam wszystko, umiem na sprawdzian.- Wymusiłam uśmiech- Muszę iść, bo nie chcę się spóźnić. Do zobaczenia- Rzuciłam na szybko i wyszłam w stronę przystanku.
No to tak wygląda u mnie codzienny poranek. Było mi żal, że nie mam rodziców jak inni moi rówieśnicy. Chciałabym chociaż przeżyć tydzień tak jak one. Na luzie nie przejmując się niczym. Po prostu poczuć się szczęśliwym. Wyjść na ognisko klasowe, urodziny do znajomych czy nawet na głupie zakupy. Niestety na to nie ma szans..
Dzień w szkole strasznie mi sie dłużył. Na ostatniej godzinie pisałam ten przeklęty sprawdzian z WOS'u.
Strasznie się denerwowałam, ponieważ nie jestem najlepsza z tego przedmiotu. Kiedy tylko dostałam test i zobaczyłam pytania wiedziałam, że jest źle.. nie wiedziałam praktycznie niczego. Po chwili poprostu się poddałam. Wstałam z ławki odnosząc sprawdzian na biurko.
-Nono.. dzisiaj pobiłaś czas..-Zaśmiał się nauczyciel- Co ty taka nie w sosie?- Spojrzał na mnie podejrzliwie.
-Nie pana sprawa- Powiedziałam chamsko- Piątki nie będzie na pewno!-Wzruszyłam ramionami i wróciłam do ławki czekając na dzownek. Kiedy w końcu usłyszałam wymarzony dźwięk razem z moją najlepszą przyjaciółką i kilkoma innymi dziewczynami szybko wyszłyśmy ze szkoły kierując się na halę. Koło wejścia zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz- Tata no tak.. mogłam się spodziewać.
-Słucham
-Witaj, idziesz już do domu?
-Tato, musiałam iść do Kamili, ponieważ na jutro musimy oddać prezentacje z historii.-Westchnęłam.
-Dobrze.. ale dla pewności zadzwonię do jej ojca.
-Okej.. Pa- Powiedziałam i sie rozłaczyłam.
Kolejny raz ich okłamuję. Po raz koleny jest mi smutno co od razu zauważa Kamila.
-Wszystko ok.?-Pyta.
-Taa.. mój ojciej będzie za chwile dzwonił do twojego taty czy jestem u Ciebie..
-No to idź na halę i go uprzedź co powiedziałaś. Żeby wtopy nie było- Zaśmiała się i weszła do sali. A ja udałam się na salę, gdzie był trener a jednocześnie ojciec Kamili
-Witam trenerze.. -przywitałam się z nim uściskiem dłoni.
-No cześć Karola.- Uśmiechnął się- Co tam?
-To co zawsze... możesz mnie wujku po raz kolejny kryć?- Spojrzałam na niego niepewnie.
-Przecież wiesz, ze możesz na mnie zawsze liczyć.. na moją córkę też.-Uśmiechnął się pokrzepiająco- To co tym razem wymyśliłaś.?
-Dziękuje, prezentacja z historii na jutro.- Zaśmiałam się.
-Jasne, wiesz co.. to może powiem, iż zejdzie wam do późna i pojedziesz po treningu do nas? A później Cię odwiozę?
-Było by cudownie.A teraz spadam się przebrać- Puściłam mu oczko i pobiegłam do szatni.
Trener-wujek-ojciec tak naprawdę widzę w nim trzy osoby. Na nim i Kamili mogę polegać zawsze i doskonale o tym wiem.
Trening był bardzo ciężki ale nie narzekam. W końcu im cięższa praca tym lepsze efekty. Na każdym treningu dawałam z siebie 100% co było widać. Wszyscy widzieli we mnie ogromny potencjał i zapał. Dziewczyny oraz trener chwaliły, że robię cały czas postępy co mnie bardzo cieszyło. Wychodząc z sali zatrzymał mnie Andrzej-trener. Powiedział, że dzwonił do niego mój ojciec i powiedział iż mam jak najszybciej wrócić do mieszkania, ponieważ dowiedział się, iż zawaliłam sprawdzian. Spojrzał na mnie smutnym wzrokiem a ja bez słowa weszłam do szatni. Szybki prysznic, przebrałam się i pobiegłam na MPK, który akurat nadjechał. Wchodząc do mieszkania od razu usłyszałam wołanie ojca z salonu.
-Dzwoniłem do pana Szczepana. Dlaczego się nie nauczyłaś?- Powiedział spokojnie ale ja już wiedziałam, ze jest to cisza przed burzą.
-ugh.-zdenerwowałam się- Tak nie nauczyłam się i nie będzie 5 ani 4! Nie jestem maszyną i może mi się zdarzyć przynieść słabszą ocenę. A zresztą mam to w czterech literach! Nie chciałam iść na ten kierunek tylko ty mi go wybrałeś więc nie oczekuj cudów!- Powiedziałam lekko podniesionym głosem. Na ojca te słowa zadziałały jak płachta na byka. Wstał rozgoryczony ze swojego fotela, pokazując palcem na drzwi od mojego pokoju.
-Marsz do swojego pokoju i ani słowa więcej! I tak już na dzisiaj przekroczyłaś limit! Przyjdę o 23 i sprawdzę czy sie wszystkiego nauczyłaś i czy odrobiłaś lekcje! Jeśli do tej pory nie zrobisz tego wszystkiego skończą się wszystkie twoje spotkania z Kamilą. Projety i inne rzeczy będziesz robić sama. Po lekcjach będę Cię odbierał ze szkoły i przywoził do domu. Zrozumiano?!- Spojrzał na mnie z mordem w oczach a ja przytaknęłam tylko i ruszyłam do pokoju. Rzuciłam torbę w kąt i padłam na łóżko. Po moich policzkach spływało coraz więcej łez. Po chwili ryczałam w poduszkę zagryzając wargę, żeby rodzice nie usłyszeli, że płaczę, bo było by jeszcze gorzej. Szybko się otrząsnęłam i zaczęłam swoją pracę. Miałam 4h. na wykucie polskiego, fizyki, chemii i informatyki.. Super po prostu! Na dodatek musze napisać charakterystykę.
Z cięzkim trudem ale udało mi się! Równo o 23 do pokoju wszedł ojciec. Najpierw przepytał mnie z wymienionych wcześniej przedmiotów. Wszystko wiedziałam ale mimo wszystko nawet nie powiedział mi głupiego ,,Dobrze,, tylko od razu przechodził do następnego pytania. Kiedy zaczął sprawdzać charakterystykę denerwowałam się jeszcze bardziej. Kiedy już myślałam, iż jest dobrze on musiał coś znaleźć.
- Jak ty tak możesz?! Ile razy mam Ci powtarzać, że przed ponieważ stawia się przecinek!-krzyknął zdenerwowany- Masz przepisać to całe wypracowanie jeszcze raz bez żadnych błędów.
-Dobrze tato, przepraszam- spuściłam głowę. Kiedy wyszedł kolejny raz się rozpłakałam. Usiadłam do biurka przepisując wszystko. Pewnie postawiłybyście ten cholerny przecinek i problem z głowy? Ale nie! On musi mieć te dwie pieprzone kartki. Z błędem i przepisane! Co za człowiek.. no i jak tu nie zwariować?! Pisząc ostatnie słowo moje oczy ledwie patrzyły na świat. Po szybkim prysznicu, spakowaniu się na jutro położyłam się do łóżka. Jak ja się cieszę, że już jutro jest piątek. Jutro pierwszy raz spełnię swoje marzenie i pójdę na mecz Asseco Resovi! Z tym pozytywnym nastawieniem udałam się do krainy morfeusza.
**
Cześć! Łapcie pierwszy rozdział naszego opowiadania.
Macie okazje zobaczyć jakie jest życie głównej bohaterki na co dzień
Mamy nadzieję, ze się spodoba! Komentujcie, bo to bardzo motywuje!
Do kolejnego Ewelina i Marta ;*
piątek, 10 kwietnia 2015
Prolog
Mam 17 lat i jak zapewne wielu z was uważa jest to wiek miłości, imprez i zawierania coraz to nowszych znajomości.. otóż moje życie jest inne.. moi rodzice są inni. Odkąd tylko zaczęło się gimnazjum w domu był koszmar. Mama z tatą strasznie cisnęli mnie z nauką. Kiedy przyniosłam 4 musiałam siedzieć godzinami aby to poprawić.Nie miałam dla siebie chwili spokoju, ciągle musiałam wkuwać co nie było prostym zadaniem. Moi rówieśnicy chodzili na różne imprezy a, gdy ja zapytałam rodziców czy mogłabym iść z nimi to wybuchła awantura jakich mało.. Teraz..teraz jestem w liceum o profilu wojskowym, żeby to mnie chociaż interesowało.. niestety nie miałam prawa głosu. Ojciec cały czas powtarzał, że mam się nauczyć dyscypliny! A ponoć w tej szkole zrobią to najlepiej.
Jedynym sposobem na szczęście w moich życiu była siatkówka. Kochałam ten sport całym sercem. Kochałam kibicować, ponieważ wtedy zapominałam o wszystkim. Liczyło się tylko to, zeby wesprzeć siatkarzy. To ona dodawała mi optymizmu jakiego zawsze mi brakowało. Czy trenowałam? Tak trenuje od jakiś 4 lat. Czy rodzice o tym wiedzą? Nie! Pewnie by mnie za to wydziedziczyli. Zawsze kiedy był trening twierdziłam, że muszę zostać dłużej w szkole czy też zrobić projekt z przyjaciółką-Kamilą.
Kiedy tylko wchodziłam na boisko czułam, że żyję. Znikało wszystko. Piłka i kawałek siatki coś co trzyma mnie przy życiu... niby banalne ale takie prawdziwe. Trener wiedział o mojej sytuacji w domu rodzinnym i pomagał jak tylko mógł. Był dla mnie jak ojciec z prawdziwego zdarzenia.
***
Witamy was w prologu.
Słowem wstępu.. opowiadanie będziemy pisać we dwie. Nazywamy się Ewelina i Marta.
Rozdziały pojawiać się będą mniej więcej co tydzień a może nawet wcześniej. ;)
Będzie nam bardzo miło jeżeli byście komentowały, ponieważ to naprawdę motywuje ;)
Każda z nas pisze już swoje opowiadanie.
Marta: http://niemadrugiejokazji.blogspot.com/ - Kubiak ;)
Ewelina: http://milosc--jest-jak-narkotyk.blogspot.com/ - Conte ;)
Zapraszamy ;)
Jedynym sposobem na szczęście w moich życiu była siatkówka. Kochałam ten sport całym sercem. Kochałam kibicować, ponieważ wtedy zapominałam o wszystkim. Liczyło się tylko to, zeby wesprzeć siatkarzy. To ona dodawała mi optymizmu jakiego zawsze mi brakowało. Czy trenowałam? Tak trenuje od jakiś 4 lat. Czy rodzice o tym wiedzą? Nie! Pewnie by mnie za to wydziedziczyli. Zawsze kiedy był trening twierdziłam, że muszę zostać dłużej w szkole czy też zrobić projekt z przyjaciółką-Kamilą.
Kiedy tylko wchodziłam na boisko czułam, że żyję. Znikało wszystko. Piłka i kawałek siatki coś co trzyma mnie przy życiu... niby banalne ale takie prawdziwe. Trener wiedział o mojej sytuacji w domu rodzinnym i pomagał jak tylko mógł. Był dla mnie jak ojciec z prawdziwego zdarzenia.
***
Witamy was w prologu.
Słowem wstępu.. opowiadanie będziemy pisać we dwie. Nazywamy się Ewelina i Marta.
Rozdziały pojawiać się będą mniej więcej co tydzień a może nawet wcześniej. ;)
Będzie nam bardzo miło jeżeli byście komentowały, ponieważ to naprawdę motywuje ;)
Każda z nas pisze już swoje opowiadanie.
Marta: http://niemadrugiejokazji.blogspot.com/ - Kubiak ;)
Ewelina: http://milosc--jest-jak-narkotyk.blogspot.com/ - Conte ;)
Zapraszamy ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)